Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego, co znosić muszę, wpadając w tak niestosowne dla mnie towarzystwo! — i łachmankiem jakimś oczy ocierać zaczął.
— A cóż ty sobie myślisz? Dlaczegóż towarzystwo nasze jest dla ciebie niestosowne? — szorstko i pogardliwie pyta łysy.
— I owszem... stosowne... Ja nie zasługuję na lepsze. Któż bowiem pchnął mnie tak nizko? Sam siebie z wyżyn strąciłem, sam! Nie przymawiam panom, broń Boże, żadnego do was nie mam żalu... do nikogo. Zasłużone wszystko, co mnie spotyka... Niech świat zimny i obojętny znęca się, jak chce nademną... jednej rzeczy jestem pewien: znajdzie się w nim miejsce na grób dla mnie. Świat może sobie kroczyć dalej zwykłą koleją, wszystko odebrać mi może: majątek, serca najbliższych, wszystko... To jedno mojem zostanie. Przyjdzie chwila, gdy w grób się położę, o wszystkiem zapomnę, biedne moje serce znękane zażyje wreszcie spokoju...
Mówiąc to, ciągle ocierał oczy.
— Niech czarci porwą twoje biedne serce znękane! — opryskliwie odpowiada łysy — cóż nam wykalasz oczy swojem sercem? Niema tu przecie naszej winy.
— Wiem, że nie wasza to wina. Nie mam też do was pretensyi, panowie. Sam swój upadek zgotowałem. Tak, sobie go tylko zawdzięczam. Słuszne jest, abym dziś karę ponosił... zupełnie słuszne.
— Gdzieżeś to pan stał przed upadkiem? Radbym wiedzieć, zkąd spadłeś.
— O! nie dacie mi wiary... Świat nigdy wia-