Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Idę tedy nad rzekę, a rozmyślając o tem wszystkiem, widzę, że mój murzyn wciąż za mną idzie. Gdy dom znikł nam z oczu, on się obejrzał raz i drugi, a potem przybiega do mnie i mówi:
— Paniczu, niech panicz pójdzie ze mną na błota: pokażę całe stado cyranek.
Zaciekawiło mnie to, bo się odrazu domyśliłem, że murzyn coś innego ma na myśli. Cyranki nie są przecie taką osobliwością, żeby zbaczać z drogi i umyślnie chodzić na błoto dla ich zobaczenia. Czego on chce odemnie? Powiadam tedy:
— Dobrze, pójdę. Pokaż drogę.
Szedłem za nim z pół mili, a gdyśmy przyszli nad brzeg błota, murzyn wszedł w nie powyżej kostek, z pół mili jeszcze prowadząc mnie za sobą. Doszliśmy wreszcie do miejsca, gdzie na suchym już gruncie gęsto rosły drzewa i krzaki. Tu powiada murzyn:
— Niechno panicz wejdzie w gąszcz na kilka kroków, one tam są. Sam widziałem na własne oczy.
Zawrócił się na prawo i znikł za drzewami. Ja zaś, idąc śród gąszczu coraz dalej, znalazłem się, jakby w altance maluteczkiej, która była pokryta zupełnie dzikiem winem i innemi pnącemi się roślinami. Na murawie, patrzę, śpi ktoś sobie... Co państwo na to powiecie? Tym śpiącym był mój stary, mój poczciwy Jim!
Obudziłem go, myśląc, że widok mój będzie dla niego ogromną niespodzianką. Ale nie! O mało nie płakał z radości, ale zdziwiony nie był. Opowiedział mi też, że owej pamiętnej nocy ciągle za mną pły-