Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pobiegnij do kościoła, przynieś książkę i nie mów o tem nikomu ani słowa.
Z największą ochotą, zaraz pójdę!
Wziąłem tedy nogi za pas i w mig byłem w kościele, gdzie nie zastałem nikogo, prócz kilku wieprzków, drzwi bowiem nie były zamknięte, a nierogacizna lubi kłaść się w upał na podłodze chłodnej, ceglanej.
Idąc po książkę, myślałem sobie, że coś się tu święci, bo nie jest rzeczą naturalną, żeby młoda panienka nie mogła się obejść bez swojej Biblii. Potrząsnąłem więc książką, aż tu z pomiędzy kart wypada malutka karteczka, na której napisano ołówkiem: „Pół do trzeciej.“ Niczego dojść nie mogąc z tej karteczki, włożyłem ją napowrót do książki. Zaledwie wszedłem na schody, patrzę: stoi miss Zosia w drzwiach swego pokoju i czeka na mnie. Wciągnęła mnie do środka czemprędzej, drzwi zamknęła i szuka w Biblii. Przeczytawszy kartkę, tak była uradowana, że nim się opatrzyłem, wyściskała mnie mocno, mówiąc, żem najlepszy chłopiec pod słońcem. I zarumieniła się przytem jak wiśnia, a oczęta tak jej błyszczały, że od malowania była śliczniejsza. Zadziwiony okrutnie pocałunkami i jej wyglądem spytałem, co tam napisano na papierze.
— Czytałeś? — pyta.
— Nie — odpowiadam.
— A umiesz czytać pisane?
— Umiem, ale tylko bardzo duże litery.
Wtedy powiedziała mi, że na tym papierze nie ma nic, że to tylko znaczek do zakładania stronic i że mogę już odejść.