Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płatną, kontrolowaną. Święto jest mi prawdziwem świętem. Żyję tedy: latem wśród natury, zimą — wśród książek.
— Wydaje mi się pani typem zdrowym i normalnym.
— Zdrowa jestem, dotychczas nie znam co choroba. Ale typem normalnym nazwał mnie pan pierwszy w życiu — no, nie mówiąc o moich w domu. Normalną, wedle przyjętej modły pojęć ludzkich, nie jestem, chociażby dlatego, że ani ja z ludźmi, ani ludzie ze mną nie potrafilibyśmy żyć. Ludzie samotni nie są normalni.
— Są genialni lub tchórze.
— Lub skąpcy zazdrośni o swe dobro. Do których pan się zalicza?
— Dlaczegóż pani mnie z tłumu wyłącza? — uśmiechnął się. — Ach, prawda. Czytała pani „Pręgierz“. Ja się zaliczam tylko do tchórzów, pomimo pozornej odwagi zdania.
— A ja do skąpców. Dobrze mi jest, spokojnie. Zazdrośnie szczęścia strzegę.
— I nie ma pani nigdy buntów, nigdy myśli o zmianie losu, nigdy uczucia pustki? — spytał, patrząc na nią badawczo.
Uśmiechnęła się.
— Czemu pan wprost nie powie, że nie wierzy, bym nie pragnęła miłości, małżeństwa, stanowiska mężatki i obowiązków matki i żony? Otóż wyznać muszę, że jestem zupełnie anormalna, bo dotąd ani na chwilę żadne z tych przywilejów mnie nie nęciły. Co prawda, wychowałam się inaczej, niż ogół kobiet, szczególnie u nas. Nie miałam ciotek, babek, bon, któreby mi wmawiały, że jestem panienką, a zatem stworze-