Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W ciszy, która znowu zapanowała po tych słowach starego, rzekł Niemirycz:
— Nadchodzi Ragnarök.
Dziewczyna spojrzała nań pytająco, więc dodał, zapatrzony w dal:
— Saga skandynawska mówi, że po dniach, które trwają wieki wieków, nadchodzą zachody słońc i zmierzchy duchów i światów, aż przychodzi Ragnarök, straszna noc idei, i wiar, i sił. I wtedy bogowie i ludzie, gwiazdy i słońca, złe i dobre duchy, geniusze i potwory, pojęcia i zasady, zbrodnie i cnoty — skłębione, zbratane jednem zniszczeniem, kataklizmem, co w drzazgi aż do posad światy wstrząsa, zapadają się w otchłań śmierci i zniszczenia. Przeżyły się, chaosem się stało wszystko w noc Ragnaröku — w nicość zapadną. I muszą, bo już panuje chaos, a fałsz przeżarł, jak rdza, fundamenty ludzkich wiar, i uczuć, i czynów. Niema na czem oprzeć nowego gmachu, ani starego restaurować niepodobna, bo co stoi, co się nie chwieje, co zdrowe?
— Prawdą być musi, kiedy już młodzi tak czują — rzekł pan Piotr. — Za moich młodych lat, wierzyliśmy, że poruszymy z posad ziemię, że zapalimy pogasłe Znicze, że ożywimy trupy, poleczymy chore, porysowane ściany świątyń barkami podeprzemy. Gdy młody staje przed pracą i życiem i, rozejrzawszy się, cofa. Wszystko się snać wali. A młodzi teraz coraz częściej to czynią. Młodzi, którzy myślą, i zdrowi są i silni! A ja, com życie inaczej przeżył, nawet ich nie potępiam. Niech siebie uchowają od zarazy, dość im będzie boju.
— Przechodzi czas, gdy ślepe, nieme i bezrozumne stada paśli pasterze gdzie chcieli, jak chcieli. Przej-