Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdybyśmy wzięli za porównanie naturę i postawili na jednym końcu człowieka z duszą Franciszka z Assyżu a ciałem greckiego efeba, na drugim zaś morskiego potwora, co dusi ramionami i ssie tysiącem brodawek, jeszcze dalej będzie Chrystus od teraźniejszego chrześcijaństwa. Żydzi mieli cywilną odwagę. Nauka była dla nich za wzniosła, za trudna, za szczytna. Odtrącili ją, a nauczyciela zabili. Ale żeby na takiej księdze oprzeć fałsz, obłudę, krzywdę, grabież, interes, władzę, potrafić na takich słowach zbudować i zorganizować swe państwo i potęgę, w której niema cienia Chrystusa, to jest szczyt ludzkiego sprytu i ludzkiej przewrotności. Wobec tego mord Żydów jest jeszcze cnotą.
— Słuchaj, ty przesadzasz! Widzisz same ostateczności. Ja za księżmi nie przepadam, ale są wśród nich świątobliwi i asceci, i bohaterowie, i męczennicy, i ostatecznie nie powiedzą ci w Kościele, że złe jest dobrem, a występek cnotą. Byleś chciał spełniać, czego uczą, toby świat był lepszy. Zresztą Jackowski dowodzi, że i u ciebie widział księdza...
— Ach, ten! On musiał zasnąć temu tysiąc ośmset lat i niepotrzebnie się obudził.
— Skądże go znasz?
— Przyszedł pewnego wieczora. Przysłano go do mnie przez złośliwy żart.
— Jeśli mu to prawisz, co mnie, i wraca, to szczególny ksiądz. Chyba się nawraca?
— Nie, nawet nie mamy pola do dysput.
— Myśli tak, jak ty?
— Albo on myśli? On chodzi po ziemi, nic wkoło siebie nie widząc, nie krytykując, nie rachując. Wspomnisz moje słowo, że go wreszcie wpakują do Tworek.