Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja.
— Tak sam, zawsze sam. To niepodobna...
Nie odpowiedział, tylko brwiami poruszył.
— Sprawdzę. Wszystkiego się o panu dowiem. Proszę do mnie przyjść.
— Dziękuję pani. Bywam w teartze.
— I pan tylko chce znać śpiewaczkę?
— Tak, pani, tylko.
— Dziękuję panu.
Wstała, obejrzała się raz jeszcze, sięgnęła po kapelusz.
— I co ja teraz z tem świństwem zrobię? — rzekła.
— Jeśli prawda, znieść pani musi, jeśli fałsz, podeptać pogardliwie z dumą, bo: Unrecht leiden schmeichelt grossen Seelen. Ujmie się za panią prawda.
— Za mną! — roześmiała się z gorzkiem szyderstwem. — Za mną ktoś się ujmie, za aktorką? Z księżyca pan spada, Herkules do Augjaszowych stajen! Zresztą, ktoby się odezwał i poco? Nie warto!
Włożyła kapelusz, szukając okiem lustra.
Vous n’étes pas Narcisse. Pas de miroir.
Wszedł do sypialni i przyniósł mało lusterko. Przyjrzała się, zapuściła woalkę i podała mu rękę:
— Dziękuję i przepraszam za posądzenie i scenę. Przyjdę kiedy i zaśpiewam wyłącznie dla pana.
W tydzień potem Opolski spotkał Niermirycza w redakcji Jackowskiego i rzekł:
— Jeszcze cię nie obili?
— Kto znowu?
— Ano ci z „Latarni“, coś ich zjeździł za Morę. Odgrażają się, że ci gnaty połamią. Narobiłeś awantury. Dzienniki się wściekają, bo ludzie za twoim przykładem podnieśli na nie larum. Ty masz talent