Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdyby hrabia kochał, nie lękałby się ich ukazania.
— No, to co innego. Kochałem, byłem ślepy; gdym przejrzał, oprzytomniałem. Ale to właśnie szczęście ślepym być i nieprzytomnym. I boję się, że już tego więcej nie potrafię.
— Przecie hrabia się żeni.
— Zlituj się, nie przypuszczaj-że przynajmniej, że się kocham w księżniczce Róży! Czyś ty ją widział kiedykolwiek?
— Nie przypominam sobie.
— Szczęśliwyś! Żebym to ja mógł nie przypominać sobie jej skromności, jej dobrego ułożenia, hieratycznych ruchów, nabożeństwa, naiwności i wszystkich cnót razem! I czego ci moraliści gwałtują na złe obyczaje? Niech spróbują dochować wierności temu obrazowi doskonałości cnót i nudy! Nie, mój drogi, żenię się, czyli zamykam księgę szczęścia i nadziei, i nawet czystego sumienia. Będę miał żonę i kochanki, czyli nudę i rozpustę. Mogę żyć tylko udaniem, fałszem i grzechem. Cnotą nie mogę, bo mam dwadzieścia cztery lat za sobą, a może drugie tyle przed sobą.
— Więc poco się hrabia żeni? — zawołał gorąco Niemirycz.
— Bo tak wypada, mój drogi. To jest autorytet. Zresztą coby mi przyszło z tego, gdybym się zbuntował na księżniczkę Różę? Dadzą mi Blankę, Irenę, Cecylję, Elizę czy Salomeę... Nie wszystko to jedno? Jest ich dosyć, równie dobrze urodzonych, skoligaconych, wychowanych, wychuchanych, posażnych i cnotliwych. Mogę wybrać Charybdę czy Scyllę — nie mogę ominąć tego rozbicia: jest nieuniknione. Wszyscy tak czynią. Co tam! Nie o to idzie, chciałem ci tylko wytłumaczyć,