Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ram jako tako dać radę, Kęccy mi pomogą.. Gdzieżbym nawet marzyć śmiała ciebie tu więzić! Bylebym wiedziała, żeś zawsze ze mną, choć daleki, byle się tobą czasem pocieszyć, to mi już będzie mocno i dobrze w życiu. Zabawisz jeszcze trochę?
— Mam tydzień urlopu, został mi czas do środy.
Milczała, serce jej się ścisnęło.
— Ale ilekroć będę wolny, przyjadę do ciebie! — dodał serdecznie.
Podziękowała mu milczącym uściskiem.
Nie mówili długą chwilę, wreszcie Niemirycz spytał:
— Gdzie są groby, Jadziu?
— Tam, pod kaplicą — wskazała ręką cienie parku.
— Wszyscy tam leżą?
— Wszyscy, Michaś ostatni! — szepnęła.
Zapatrzyli się oboje w ten punkt daleki.
— Czym ja myślał kiedy, że tu będę... i tak... i że tam także leżeć będę — szepnął zamyślony.
— To ziemia tak ściąga, trzyma, zdaleka sprowadza, rozsądza. Wszystko złe i niezdrowe potrafi zmienić w siłę i kwiat. To także i w tem prawda, że kto z niej wyszedł, do niej wróci żyć i odradzać się. Zobaczysz, jak ty ją pokochasz jeszcze, jak się w nią wkorzenisz!
— Może, bo w niej się widzi co roku odrodzenie z ruiny, siłę dźwigającą się z niemocy, sen nie śmierci, a tylko wypoczynku. Gdy będę bardzo zrozpaczony, tu do ciebie przyjadę się krzepić.