Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystkich. Więc wprowadził Niemirycza w ten tłum, zda się gruby i nieokrzesany, a dziwnie grzeczny i pełen czci dla swojej dynastji, i rozpoczęły się rozhowory, sprawy, prośby, żarty i opowiadania. I trwała ta uczta aż późno w noc, przy świetle księżyca. Potem się rozeszli ze śpiewem i gwarem, a wreszcie i Kęccy odjechali do domu i pracy. Na ganku zostali tylko nowi dziedzice.
— Zdaje mi się raptem dziś, że ci chłopi ze swą czcią dla starego porządku, strachem przed postępem są ogromnie mądrzy — rzekł po namyśle Niemirycz. — Tylko mam przeczucie, że ta mądrość bierze początek w ich szczepowej apatji i lenistwie. Oni się boją postępu, bo czują, że gdyby ich inna rasa i kultura zaczęła kształcić, skończyliby jak czerwonoskórzy Indjanie Ameryki.
— Niezawodnie, ale gdy takimi są, zostawmy ich, jeśli to w naszej mocy. Jeśli tobie nie chodzi o większe dochody...
— Jadziu, mnie wcale dochodów żadnych nie trzeba. Ja tu przyjechałem na twe wezwanie tylko. Jeśli ci trzeba pomocy, służę, ale stanowczo odmawiam wszelkiego współudziału w rządach, wszelkiej mowy o dochodach. To twoje, tyś tu pani i władczyni. O ile mi czas pozwoli, będę ci towarzyszem, przyjadę na każde wezwanie, rad będę obcowaniu z wami i gościnie. Ponieważ tego życzysz, objedziemy i poznamy to królestwo. Rozumiem, że zachować je w całości jest naszym obowiązkiem, ale królować tu i rządzić nie potrafię.
— Jak postanowisz, tak będzie, Romku — odparła, tuląc się do niego. — Ja wiem, że to dla ciebie za ciasny horyzont, za małe pole działania, Ja się posta-