Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chcę uszanować swoją wolę i pani. Chcę, by między nami nie było fałszu i obłudy, ofiar z swego ja i poświęceń swobody. Chcę kochać panią i być kochanym do śmierci; ale jeśli to szczęście nam nie dane, chcę być wolnym, usunąć się z życia pani i panią uwolnić od siebie, gdy przestanę być kochanym.
— Lub gdy pan przestanie kochać — szepnęła.
— Także, gdyż i za siebie przysiąc nie mogę.
Ukryła twarz w dłoniach, umilkli. Gdy podniosła oczy, spotkała jego wzrok.
— Nie mogę nic więcej powiedzieć teraz, nic nie wiem, nic nie rozumiem, tylkom szczęśliwa — rzekła. — Wyda się to panu frazesem, i pozą, i fałszem w moich ustach, ale nie kochałam dotąd; nic nie wiem o miłości. Była dla mnie dotąd synonimem ohydy. Nie pożądałam, nie tęskniłam, nie cierpiałam rozłąki, nie płakałam, nie cieszyłam się, aż do tego lata. Pan był dla mnie ideą, żyłam nią, szalałam z bólu, z wstydu, z poczucia mej niskości. Jeśli taką jest miłość, stanie mi życia, by uczynić wszystko, by panu dorównać, dogodzić, poznać, uwielbić; służyć! Prowadź pan, uczyń, co chcesz, tylko... — tu głos jej się złamał i oczy łzami nabiegły — tylko mi powiedz, żeś mój i szczęśliwy, i że mną nie pogardzasz.
Przyklęknął u jej stóp i ujął za rękę.
— Nikt na świecie nie jest mi świętszy i droższy. I wierzę w każde słowo, i czczę, i jestem bezmiernie szczęśliwy, i szczęścia swego będę jak wiary i skarbu pilnował i strzegł.
Pochylił się jeszcze niżej, do kolan jej, i dodał głuchym szeptem:
— Twój jestem.