Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na trwanie życia, całego życia: szału młodości, i znoju lat dojrzałych, i owoców jesieni, i ciszy starości zimy. Na miljony uczuć ludzkich jedno się takie znajdzie, ale ja, jeśli nie to, żadnego nie chcę.
Słuchała go uważnie, zachwycona, przejmując się myślą, nabierając sama dla siebie szacunku, nie przerywała żadnem słowem.
— W duszy mojej niema miejsca na zabawkę z uczucia. Stawiani je za wysoko, nie rozdrobiłem miłości. W me serce pani pierwsza i jedyna weszła i chciałbym, by jedna na życie została. Chciałbym, i w tej chwili wydaje mi się to pewnością. Ludzie w takim stanie przysięgają sobie przed Bogiem i wiążą się do śmierci. Oszukują siebie i krzywoprzyśiężą. Mija szał, mija miłość, przychodzi inna, a ci dwoje, skuci z sobą pustą formułką, już tylko wiodą żywot galerników, kłamią światu i sobie, szamocą się w męce, przeklinają siebie. Nie, ja siebie i pani nie dam na taką dolę! Czy pani mnie rozumie?
Podniosła nań oczy.
— Rozumiem, żem szczęśliwa. Zrobi pan ze mnie i ze mną, co chce. Pana myśl — moja myśl, pana drogi — moje drogi.
Uśmiechnął się do niej łagodnie, jak do dziecka, któremu trzeba wszystko wykładać.
— Dziś, jutro, może miesiąc, może rok, będzie pani to czuć; może już jutro moje myśli wydadzą się pani szalone, nierozsądne, a moje drogi tak dalekie, jak Indje. Pani ich nie zna, a do swoich nawykłą, drogie są pani.
— Więc czego pan chce ode mnie? — szepnęła żałośnie.