Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ów cichy, milczący bohater, co się nigdy nie skarżył i nigdy nie moralizował i uczył, a tylko przykładem był dla wszystkich, streścił w tem pożegnaniu, co czuł, co kochał, w co wierzył, czego nienawidził...
— Bywajcie zdrowi, a nie płaczcie, że mi jutro w grób żywy iść trzeba! Jam już zginął, jam człowiek umarły — więc wolny! Bywajcie zdrowi! O zdrowi ciałem i duszą i zapamiętajcie me słowa, może ostatni raz mówię swoją mową do swoich bratnich serc! Idziecie daleko, rzucą was jak ostatnią placówkę wśród obcych i wrogów. Kto placówkę uwolni, kto wesprze posterunek, kto obroni? Powiadacie nikt, stracony posterunek, zginie! Nie, nie i po trzykroć nie! Kto pod żebrami serce nosi i kto widział białego orła nad sobą, ten zginąć nie powinien, nie może, temu upaść nie wolno! Rozumiecie! Placówki wróg nie weźmie i choć z pomocą jej swoi nie przyjdą, ona się nie podda, nie przejdzie w cudze szeregi, chyba padnie. Słuchajcie! Garść ziemi siwej polskiej każdy ma na piersiach i obrazek Matki Boskiej z Ostrej Bramy, strzeżcie tego do ostatniego tchnienia, a na głos brata idźcie wszyscy za jednego i każdy za wszystkich. Rodziną bądźcie i twierdzą warowną, nie dopuśćcie do siebie ani zwyczajów, ani mowy, ani religji wroga! A nie zginiecie, przez Bóg żywy nie! Nie płaczcie tedy, bo wielka praca przed wami i wielka męka! A jeśli wspomnicie mnie kiedy, odmówcie pacierz, nie za mnie, za Polskę i powtórzcie mą prośbę do was. Bracia, strzeżcie się przyjaźni z Moskalami gorzej jak trądu i pamiętajcie, że po każdej nocy jest dzień i mija ból, i troska, i życie, ale trwa na wieki podłość i żyje zawsze kara za złe, nagroda