Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/020

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.




    Przesilenie.

    W marcu jędza zima bezczelna, wściekła wstała jeszcze raz do boju.
    Całe hufce zegnała, szare pułki chmur, watahy wichrów północnych i cisnęła tę armię na pęczniejące drzewa, na wyzierające źdźbła, na rzesze ptasze, co jej urągały weselną pieśnią.
    Na poczynające życie z chmur tych, przy ryhotaniu wichru, poczęły się walić śniegowe zwały, jak gzło śmiertelne.
    Słońce, jak widmo, stało za tą czeredą chmur, cierpliwe w poczuciu swej siły i pewne tryumfu. Jak mocarz wszechpotężny — dawało wrogowi folgę pozorną — wszystkie siły w bój wprowadzić, napaścią się wyczerpywać, by potem swą światowładczą potęgą błysnąć i zwyciężyć.
    — Biedna nasza Bogatka! rzekł Żuraw, patrząc na tumany śniegu.
    — Bogatka pewnie przy pierwszej zadymce zastukała do okna i wróciła na zimowe leże do Pantery, odparł Rosomak.
    Gorzej tym w lesie — jeśli struga wezbrała i poży-