Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Kamienie. Ciotka. Wpisany do heroldyi.djvu/27

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — A przecież wy, nie samotne — powiadacie, że szczęście nie dla żony i matki, obarczonej obowiązkami.
    — To co innego. Nie zrozumiesz naszych rozkoszy macierzyństwa.
    — A skądże wy macie rozumieć moje rozkosze? Ja szczerze, otwarcie przyznają się do szczęścia, bo je odczuwam i posiadam.
    — Samotność jest straszną rzeczą! Pustka! Zimno! Tylko egoiści mogą się w tem czuć szczęśliwi — westchnęła któraś ze starych panien.
    — Kobieta, jeśli się czuje człowiekiem, przechodzi piekło, patrząc, czując, widząc naokoło krzywdę, ucisk, wyzysk i poniewierkę sobie podobnych.
    — Jeśli kobieta człowiek — to nie sobie podobnych widzi poniewierkę. Kto człowiekiem być chce, być umie i jest — taka się poniewierce nie da!
    — Frazesy, słowa! Zycie inaczej twierdzi.
    — Co jest życie?
    — Bagno, w którem się duch ubabrze lub utopi.
    — Nieprawda! — zaprzeczyła »Ciotka«, a oczy jej strzeliły ogniem. Życie jest zdrojem, który ludzie zabagnili gnuśnością i egoizmem. Teraz możni — kładki dla siebie na niem ścielą i przechodzą, odwracając oczy od topieli, lub je mrużąc, bo im strach i wstyd. A nie możni — babrzą się, chorują od wyziewów, klną — i płytkie studzienki kopią do picia! A słabych zalewa szlam, i giną! A źródło w głębi jest!
    — A to źródło jak nazywasz?
    — Miłowanie!