Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten nie pił, i traktamentem pogardzał, ale ciężki był w interesie: pieczątki swej nie kopcił, ani głosu nie wydawał bez rubla: — pisarz zaś brał tylko trzy.
Przebąkiwano, że ci dwaj potentaci targowali gdzieś o mil parę majątek. Tak siedząc i obserwując, Korniło wreszcie zcicha bąknął:
— Nie daj, Boże, pana z Iwana.
— Didu — trącił go Kalenik — czy słyszycie?
— Słyszę.
— Nu, oni przysięgać będą!
— Cyt’. Nie słuchaj pijanego szczekania!
Ale pomimo to wstał i o róg pieca oparty zaczął na słowa większą mieć uwagę.
Sydor obdarty, zbiedzony, był obrazem nieszczęścia i wyzysku, gdy perorował:
— Ino zważcie, ludkowie, jakie ja „skróś“ żywota nędze miał. Porzucił mnie bat’ko z kaleką w chacie. Pańszczyznę ja za niego robił, i gwałty, i tłoki, i szarwarki. Het — na dwoje się rozrywał. Wesele ja jemu sprawił! Stare ludzie niech powiedzą, czy kłamię.
— Prawdę „każe“! — kilka głosów się podniosło. — Radziwon ino brzuch pasł, w chacie siedząc.