Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Napędził starego na drodze — poszli na mszę. Hubeniów nie było między pobożnymi.
Huc trącił parobka.
— Może oni w karczmie z sąsiadami! Chodźmy! Pieniądze na wódkę masz?
— Ale! — potwierdził Kalenik, w zaciśniętej dłoni dławiąc zapracowanego rubla.
W karczmie pełno było gospodarzy. Siedział też cały zarząd gminy i pił.
Szczerba najtrzeźwiejszy zauważył sam jeden wejście Huca z parobkiem, i dziwnie się uśmiechnął, reszta wcale ich nie spostrzegła w tłoku i dymie, ani przerwała rozmowy.
Odrazu policzył stary Korniło siły przeciwników.
Wszyscy pili na koszt Sydora, i powtarzali to, co on dowodził. Sacharko traktował śledziami, bułkami, żyd biegał jak w gorączce.
Z kąta, gdzie z Kalenikiem przykucnął, patrzył po nich Huc i, pykając fajkę, spluwał pod nogi.
Przed dwoma laty, gdy Chryna i Łazaruka wybierano na sędziów, byli to ludzie niebiedni, porządni i trzeźwi. Teraz gospodarka ich upadła zaniedbana, i pijakami się stali z profesyi; lekki był chleb i wolna wódka.
A sam starszy, wybrany dla bogactwa i rozgałęzionej parenteli, zmienił się także.