Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moja dola, moja dola! Musi to prawda, każdy tak mówi! Maty — nie dawaj mnie andaraka, bo ciężki — lepiej płócienną spódnicę włóż! Sokoliku — ni bat’ka ni brata niema. Połóż ty mnie przykładzinę (nagrobek), taj niechaj kto piśmienny postawi na nim, że to Łucisiny pamiętnik.
Będęż ja leżeć, — leżeć!
Tu się w niego wpatrzyła smutnie i, zapadając w odrętwienie i nieprzytomność, poczęła szeptać w malignie:

Oj, świt wstępuje,

Gwiazdy zajmuje:
Młody Kalenik na wóz już siada,

Swojej Łucysi dobranoc gada.

Makuszanka zajęczała rozpacznie, więc się dziewczyna przecknęła — i, zwracając się do Kalenika, poczęła prosić, widząc, że do wyjścia się zabiera.
— Posiedź trochę jeszcze. Mnie się zdaje, że za tobą mnie śmierć nie zobaczy!
Usiadł tedy opodal i, zwiesiwszy głowę, milczał. Po chwili w tej ciszy i coraz gęstniejącym mroku znowu majaczeć zaczęła, i ciągle jej to wesele, marzenie dziewcząt, po głowie się snuło.