Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani jego w kuracyą wzięła.
— Pani! — spluwając, znachor mruknął. — Są mocniejsi od pani.
Karpina Huc nieopodal stał, wódką i zabawą rozochocony. Dosłyszał, i wnet za dwór kochany się ujął.
— Wiadomo! — rzekł, śmiało na Czyruka spoglądając — jest czort — mocniejszy! Ino że jego nikt się nie boi, co rozum ma, taj z Bogiem trzyma.
— Mądry ty — młody Laszek! — burknął Czyruk. — Bacz, byś prędko nie zgłupiał.
— Chyba mi wy duru dacie! — zuchwale parobek się odciął.
— Et, u bogatego jest i dur w zapasie.
— Kiedy to smaczne, a w komorze trzymacie, to obejrzyjcie, czy go wam wasz Tychon nie wyjadł do dna.
— Cyt-że, cyt! — zaczęto uspokajać chłopaka.
— Niech ta mi dworu nie zaczepia!
Odciągnięto go na stronę.
— Na, weź skrzypce i graj!
— Graj, graj! — zaśmiał się wzgardliwie Czyruk. — Niedługo będziesz grał.
Karpina smyczkiem parę razy pociągnął, wtem pękła struna.
Naciągnął drugą — pękła druga.