że tobie nijakiej krzywdy nie uczynię. Tak mnie Boże dopomóż!
Rzeczywiście palce na krzyż złożył i zaklął się uroczyście.
Dziewczyna przeżegnała się.
— Taki mnie lżej teraz będzie! — szeptała, patrząc na niego przez łzy.
Zbliżył się do niej i, jedną ręką krowę gładząc, co ich rozdzielała, drugą po warkoczu jej przesunął.
— Złoto moje! — rzekł zcicha. Żebyś ty choć bydła kilkoro miała, tobym ciebie wziął; żebyś choć szmatek ziemi miała, tobym do ciebie w prystupy szedł! Tak ja ciebie w serce wziął, tak mnie żenić się nie chce, choć muszę! Boh me! Będę ciebie lubić, będę ciebie szkodować, a niech mnie Bóg ciężko skarze, żebym cię, sierotę, miał ukrzywdzić.
— Daj tobie Bóg zdrowie! — wdzięcznie rzekła dziewczyna.
Makuszanka skrzypnęła drzwiami, więc umilkli, i pieścili Krasię faworytkę.
Kalenik poczuł w sobie wielką powagę i godność, jakby go starostą obrali. Łucysi biło mocno serce.
Stara przyniosła wódki i nalała parobkowi sporą miarkę. Wychylił — po nim kobiety, zagryźli chlebem. Wypili poraz drugi i zaczęli
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/095
Wygląd
Ta strona została przepisana.