Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odszedł. Dzień ten cały spędził w karczmie i zaledwie nad ranem przywlókł się do chaty.
Następnego dnia wieść się rozeszła po wsi, że tejże nocy we dworze zginęło dziesięć indyków.
Wilk, lis, czy złodziej?
Rozmawiano o tem w karczmie, drwiąc z pańskich brytanów i nocnego stróża, rozmawiano po chatach, i zazdroszczono sprawcy dobrej gratki. Nikt się nie zgorszył, ani nikt pana nie pożałował — bo:
— Czort pana nie weźmie! — powtarzano ulubioną gadkę.
U Huców na raucie była także o tem mowa.
Karpina opowiadał poraz setny rzecz całą, bo pierwszy dojrzał chlew otwarty i szukał śladu po drogach i w miasteczku: jakby woda zmyła!
— Sprytny był majster! — podziwiano unisono.
— Nie bardzo! — spokojnie odparł stary Huc — bo i pan wie kto — i ja wiem.
— Kto? kto? Powiedźcie!
— Nie moja sprawa, bym ją, jak bajkę, opowiadał.
Widziałem, więc doniosłem panu. Zechce on powiedzieć, to powie, a nie — to i bez sądu złodziej przepadnie.