Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Matwiej Huc już był z siekierą na dziedzińcu i zalecał mu dobre starania około swej fornalki. Kalenik dopędził gumiennego z synami na ścieżce dworskiej. Rzadko tam bywał. Hubenie uchodzili we wsi za bogatych, i nie pracowali nigdy we dworze. Stary Sydor bywał u pana na wiosnę, gdy płacił za paszę bydła, bo Hrywda, uboga w siano i wypasy, dzierżawiła dworskie pastwiska, w dąbrowie za strugą.
Stary nie dowierzał synowcowi i sam się targował, podając zwykle mniejszą ilość bydła, niż posiadał w rzeczywistości. Stary też załatwiał drażliwe kwestye, gdy gęsi, wieprzak lub koń wpadły w szkodę i, zajęte przez polowego, pokutowały w areszcie.
Zresztą chiński mur zastarzałych niechęci, zazdrości, niewiary dzielił wieś od dworu. Służyli tam chłopi, ale ze złą wolą; pracowali, ale źle i leniwie.
Dla Kalenika dwór był czemś tajemniczem, strasznem i nieznanem. Piętrowe mury, olbrzymie chlewy, brogi słomy, setki bydła, to wszystko napełniało go uszanowaniem, grozą i trwogą.
Gdy dnia tego znalazł się nagle w sercu tej potęgi; gdy ujrzał gromadę fornalek; moc ludzi; gdy usłyszał łoskot młocarni i gwizd pary w gorzelni, — stracił zupełnie głowę.