Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i pióro. Jutro rano zawieziesz list do Mizzy — do Beaulieu.
Tomek spełnił żądanie, i chory pisał dość długo.
Wyglądał bardzo źle — zmieniły go te parę dni straszne.
Gdy list skończył i oddał — upadł na poduszki zupełnie wyczerpany — twarz miał już trupią.
Ale mózg pracował i opanowywał ciało. Znowu zaczął mówić, jakby do siebie, z jakąś zaciekłością:
— Dosyć — że nie wołam prokuratora. Dla nazwiska milczę — chociaż nie warto. Chwili mi nie dała dobrej — za taką cenę! Chcę, żeby Mizzy przyszła — chcę ją widzieć. Jeśli im się to nie podoba — muszą milczeć — bo ja milczę o tym gałganie. Słuchaj — Gozdawa, zawieziesz list — i przywieziesz tu Mizzy. Muszę ją zobaczyć — i — — —
Sięgnął pod poduszkę — dobył kluczyk.
— Otwórz ten kufer — tam pod biurkiem — na lewo znajdziesz kasetkę — podaj.
Tomek spełnił rozkaz. Kasetka była z czerwonej skóry — dość ciężka. Chory wsunął ją pod poduszkę.
— Dziękuję ci. Byłem z ciebie rad, i teraz bardzo mi jesteś na rękę. Masz to odemnie na pamiątkę.
Zdjął z palca pierścionek — i podał mu.