Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dasz zdrajca! Co to za paskudny charakter być musi! Co za obyczaje! Jakie nawyknienia! Toć-to darmozjad skończony! Wypowiedzieć nie potrafię, jak mi się to zwierzę nie podoba! Sam widok jego o mdłości mnie przyprawia. Czy kto widział, żeby porządny pies cały dzień na jednem miejscu siedział i mizernych siedmiu gęsi pilnował? Toć to wstyd prawdziwy! Siedm gęsi! Ha, ha, ha!!... Śmiać mi się chce! Gdzież jest prostak, któryby w gęsinie smakował i na tę nędzę się łakomił? Dawniej, to może było przyjęte, żeby się na stołach lisich i taka potrawa znajdowała, wiadome rzeczy, że starzy mieli swoje dziwactwa. Ale co teraz, to żaden szanujący się lis takich specyałów nie jada! Przynajmniej co do mnie, brzydzę się gęsiną. A na tego żółtego psa i na tę obdartą dziewczynę wprost patrzeć nie mogę. Gdyby nie to, że mam zamiar pustelnikiem tu zostać, dawnobym się już wyniósł z okolicy. Ale cóż! Kiedy się kto cały cnocie i pięknym czynom poświęci...
Tu wzdychał tak mocno, że aż mu się wąsy podnosiły u nosa, i mrużąc to jednem to drugiem okiem, śledził poruszenia Gasia, gąsek i Marysi. Poczem odwróciwszy się od nich, brzydko się uśmiechał.