Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyciągnął z pieca kapustę, słoniną okrasił, grochu dokłada, a je — aż mu się uszy trzęsą.
Struchlała baba na to widowisko, klasnęła w ręce i nuż do sąsiadki po radę.
Przybieżały obie pędem, patrzą, w garnkach już mało co, a ów aż sapie, a jeść nie ustaje.
Wyjadł kapustę, wyjadł groch do czysta, łyżką w puste dno stuknął, przechylił rynkę, wylizał co zbyło okrasy, w piec garnki wstawił, chodzi po izbie jak stary i po kątach patrzy.
Baba tylko zęby ściska, ale nic.
Chodzi ów, patrzy, znalazł jaje, co je kokoszka pod kobiałką zniosła.
Nuż oną wielką głową kręcić, a dziwować się owemu jaju.
— Siedmdziesiąt i siedm lat żyję — powiada — a jeszczem też takiej beczki bez obręczy nie widział!
Zaraz sąsiadka poznała po tych słowach, że to jest Krasnoludek.
— Niema co — mówi — tylko Boga na pomoc wezwać, tęgą wić brzozową wyciąć, tego odmieńca na leśne jabłko zbić i na śmietnisko cisnąć. Jak będzie na śmietnisku wrzeszczał, to Krasnoludki dziecko prawe odniosą, a tego nietwora zabiorą sobie!
Trafiło to babie do serca. Jakże nie skoczy do brzeziny, jak nie wyłamie witkę, jak nie wpadnie do izby, jak nie chwyci podrzutka, jak go nie zacznie bić!
— Za moje jadło... za mego Jaśka... za moją szkodę... masz... masz... masz!...
Krzyczy ów, aż go w niebie słychać, a baba nie ustaje, tylko ćwiczy.
A mieszkała w trzeciej chacie Kukulina, wdowa, z małą córuchną Marysią.