Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużci, że mogą! — odpowiedział rezolutnie Jaśko Krzemieniec.
— My ta nie takie zazdrościwe! — dorzucił Szafarczyk.
— A Jaśko Srokacz:
— Niech se Krasnoludek siędą! godne miejsce!
I namykał poły od siwej sukmanki, czyniąc mu miejsce przy ogniu.
— A dopieką się ziemniaki, to se i pojeść mogą, jeśli wola! — dorzucił gościnnie Kubuś.
Tak insi:
— Pewnie, że mogą! Ino patrzeć, jak się dopieką, bo już duch idzie od nich.
Siadł tedy Koszałek-Opałek, i poglądając mile po rumianych twarzyczkach pastuszków, mówił z rozrzewnieniem:
— A mojeż wy dzieci kochane! A czemże ja wam odsłużę!
Zaledwie to jednak powiedział, kiedy Zośka Kowalczanka, zakrywszy wierzchem ręki oczy, zawołała prędko:
— A to nam bajkę powiedzą...
— Iii!... Co tam bajka! — rzekł na to Stacho Szafarczyk z powagą. — Zawszeć prawda je lepsza, niż bajka.
— Pewnie, pewnie, że lepsza! — rzekł Koszałek-Opałek. — Prawda jest ze wszystkiego najlepsza.
— Ano jak tak, — zawołał wesoło Józik Srokacz, — to niechże nam powiedzą, skąd się Krasnoludki wzięły na tym tu światu?
— Skąd się wzięły? — powtórzył Koszałek-Opałek, i już się zabierał powiadać, gdy wtem ziemniaki zaczęły