Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak to on niczego się nie boi, jak to on Kasię obronić potrafi.
— Odeszli — szepnął, zawiedziony jakby, dziewczynie.
Kasia zeskoczyła z zapiecka, niespokojna o chusty swoje.
Otworzyli drzwi, popatrzyli — nie było nikogo.
Uriel jednak dziewczyny saméj puścić nie chciał, do rzeki ją podprowadził, a gdy Kasia, zabrawszy grube ojca koszule, do chaty wróciła, na płocie siadł i nieprędzéj ze stanowiska obranego zeszedł, aż ujrzał podpływającego z siećmi Pawła Duniaka.
Rybak stary powrócił zły czegoś, zgryziony — i dlatego to zapewne Kasia o całém owém zajściu nie wspomniała nic, a tajemnica ta wspólna ściśléj jeszcze połączyła dwie młode istoty, tak wyjątkowo zbliżone do siebie osamotnieniem i jakby fatalnością jakąś.
Zażyłość z musu stała się wkrótce zażyłością z wyboru.
Tak przeszło kilka miesięcy.
Tymczasem farbiarnia się rozwijała tak pomyślnie, że stary Joś Goebel, nie mogąc robocie nadążyć sam, a nie chcąc przymusu czynić jedynakowi, którego zajęcie to nie pociągało jakoś, przyjął na gody parobka, rudego Franka z Czekaja, który, lubo szpetny jak szatan, kosooki i przez ospę podziobany jak sito, do roboty tęgo się brał i nie robił sobie z tego skrupułu, że „u żyda służy,” co w miasteczku uważaném było dotychczas za coś jakby wzgardliwego.
Owóż Frankowi temu śliczna Kasia Duniaczka odrazu w oko wpadła. Słyszał on tam coś o tych „urokach,” ale, że już nie z jednego pieca chleb jadł