Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzi do kopania szukam, ja dobrze placi i znaléźć nie mogę, a ona pod plot drzyma...
Oczy Hanki błysnęły nadzieją.
— Ja téż roboty szukam...
— So! Das ist was anders! Teraz taki czas, że każdy roboty szuka. Was Teufel komu po tych wszystkich robotnikach? Teraz pieniądz droga, aber robotnik tania. Cóżby dziewucha chciała od kopanie?
— Jak tam pan innym płaci, tak i ja wezmę.
Niemiec się nadął.
— Ja placi... — Tu chciał powiedziéć zwykłą cenę, ale spojrzawszy na nędzną odzież dziewczyny, w czas się powstrzymał i rzekł: — Ja placi dwadzieścia cztery grosza i kartofli co zje.
— Dobrze, będę kopała — rzekła Hanka skwapliwie.
— A motyka i plachta jest?
— Nie... motyki nie mam... ani płachty...
— Das ist was anders! Jak bez motyk i bez płachta, to ja placi bischen weniger... ja dać 20 groszy i kartofel na poludnie.
Hanka była zrezygnowana.
— Niech i tak będzie — rzekła, — będę kopała.
Młynarz wypuścił fajkę z zębów. Powolność dziewczyny zastanowiła go.
— Dziewucha aber może chora? Może nie poradzi kopania?...
Hanka się przelękła. Ciemne rumieńce zaogniły jéj twarz wychudłą, rozśmiała się suchym, przymuszonym śmiechem.
— Cobym zaś nie miała poradzić! Zdrowa jestem, mocna jestem! — rzekła, prostując szczupłe ra-