Kiedym w rozpaczy nurzał się toni, Światu złorzeczył i sobie,
To za dotknięciem miękkiej Twej dłoni Jam się ukajał w żałobie.
I jak przed słońca złotym promieniem Grzmotne pierzchają pioruny,
W słodycz mieniłaś rzewnem spójrzeniem Gorzkie życiowe piołuny.
A tak czy świat mi jaśniał uśmiechem, Czylim w noc tonął bezdenną,
Niebios błękitnych byłaś mi echen, Słupem Mojżesza przedemną!
Kiedy w rozgwarnem miasta mrowisku Dłonie się nasze spotkały,
Zbiegły się dusze w jednym uścisku, Jak dwie siostrzyce witały.
Toż dziś nam ślubne ścielą kobierce, Zabrzmi nam: „Veni“ radośnie,
Odtąd myśl z myślą, z sercem się serce W zgodną harmonią nam zrośnie...
I Ty mi będziesz wiarą, nadzieją, Mym opiekuńczym aniołem,
Będziesz nowego życia koleją, Mego zapału sokołem!