Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
113

I z wszechświatową łączę się krainą,
I słyszę, jako świetne gwiazdy płyną...
Sfer Pytagora dobiega mię brzmienie,
Trąca mię skrzydło białego anioła,
Chór duchów lekkich z góry na mnie woła...
I oto, ziemskie opuszczam więzienie
I tam wzlatuję, gdzie jest mgławic droga,
Ujrzeć w niebiesiech Światłotwórcę Boga!



XI.

Do kraju, kędy słońce w swój miłosny
Uścisk ujmuje niebo, morze, ziemię;
Kędy natura ludzkie pieści plemię;
Do kraju, kędy lasy górskiej sosny
Tchną na dolinę wonią swą żywiczną;
Kędy powietrze falą ustawiczną
Niesie w dolinę woń ze strony drugiej,
Zapachem świeżym morza nasyconą;
Kędy dwie wonie wzajem siebie chłoną,
Balsamicznemi płynąc potem strugi;
Do kraju gęstych i rozkosznych sadów,
Kraju granatów, kraju winogradów: