Strona:PL M. A. Szymaczek - Szczęście.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ale nie odpowiedział wprost na pytanie. Zdawało się, że umyślnie zwleka, że się waha. Po chwili wymijająco zapytał:
— Ale po południu pani przyjdzie?
— Wątpię; mamy pranie. Muszę pomagać.
— Choćby na godzinkę — prosił. — Znajdźcie jaką przyczynę.
— Nie wiem, czy będę mogła — odrzekła zamyślona. — Może na chwileczkę — zdecydowała się weselej.
Podała mu rękę, białą, gładką, taką małą, miękką, ciepłą, że przy uściśnieniu jej doznał szczególnego wczucia rozkoszy. Potem spojrzał na jej miłą twarzyczkę o przejrzysto białej cerze, która tylko na wypukłościach kości licowej miała parę plamek ciemnych piegów. Gładko zaczesane włosy dziewczyny były gęste, jasno blond z odcieniem ru dawym. Małe jej usta miały wyraz dziecinnej szczeroty, a ściągły, wązki nos, wielkie czarne oko i czyste czoło nadawały twarzy wyraz poważny i myślący.
— Taka istota miałaby służyć? taka rączka zgrubieć?
I młody mężczyzna uczuł żywy wstręt przeciw samemu przypuszczeniu. Ścisnął rękę silniej, wstrząsnął nią serdeczniej po przyjacielsku i uchylając kapelusza, rzekł pocieszająco:
— Teraz boję się zatrzymywać, ale pocieszam się tem, że po południu sobie pogadamy. Więc do widzenia!
Sam dźwięk jego odpowiedzi dodawał otuchy i nadziei.
Dziewczę półgłosem odpowiedziało na pożegnanie i pośpieszyło aleją w przeciwną stronę. Pozostały wkrótce stracił ją z oczu w cieniu domów i ruchu przechodniów, Szła zręcznie, pośpiesznym krokiem, aż nareszcie skręciła do bramy starego dwupiętrowego domu, a przez uchylone drzwi weszła do małej kuchenki, która znajdowała się obok sklepiku pani Barbary Szwejnohowej.