Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

115.  „Już się dzień skwarny miał ku zachodowi,
K’ dworcom Tetydy zwrócił się wóz słońca,
Blednąc i dając drogę Wesperowi;
Już dzień ów wielki zbliżał się do końca,
Gdy przełamała moc pohańczych mrowi
Królów chrześćjańskich potęga krusząca:
A takiéj rzezi, wiktorji tak sławnéj
Świat nie oglądał późniejszy ni dawny. —

116.  „Mniéj we trzy razy Cymbrów wyciął w boju
Miecz Marjusza, kiedy w dniu wygranéj
Kazał znużonym po bojowym znoju
Legjom — pić z rzeki krwią wroga rumianéj:
Mniejsząś rzeź sprawił, ty Kartagi woju,
(Coś z dziecka przysiągł pomstę na Rzymiany)
W dzień, kiedy Romy synowie zwalczeni
Dali-ć z rąk martwych trzy beczki pierścieni.

117.  „A jeśli tyle dusz z krwawego plonu
Poszło w otchłanie krainy piekielnéj,
Gdy lud zacięty starego zakonu
Musiał gród poddać po walce śmiertelnéj,
Boży to dopust zgniótł mury Syonu,
Nie twoje ramię, o Tytusie dzielny!
Tyś spełnił tylko dawnych proroctw słowo,
Stwierdzone smutną wróżbą Chrystusową.

118.  „Kiedy tak trymf zwieńczył mężne chęci,
Wraca król Alfons — pierś jego spragniona
Cieszyć się chwałą, którą lud mu święci
I co tak ciężkim znojem wysłużona;
Lecz cios nań czekał — cios godny pamięci,
Wróżki, co grobom wydziera imiona,
I dziś mi wskrzesi tę, któréj spiknione
Losy — wprzód dały śmierć — potém koronę. —[1]

119.  „Tyś to był sprawcą, o srogi Kupidzie,
Jéj ciężkiéj doli, tyś sam jéj morderca!
Czy kto twój czciciel, czy cię ma w ohydzie
Wszystkich twój pocisk rani lub uśmierca.
Niepróżno zdawna wieść o tobie idzie,
Że łzy nie gaszą żądz twojego serca,
Bo zawsze pragniesz, sroższy nad tyrany,
Widziéć twój ołtarz w krwi ludzkiéj skąpany. —


  1. Inez de Castro, — dama dworu Konstancyi, żony następcy tronu, Don-Pedra, obudziła w sercu tego księcia gwałtowną miłość; odkrycie téj miłości przyprawiło, jak mówią, o śmierć wielce do niego przywiązaną małżonkę. Naród oburzył się przeciwko Inezie, zwłaszcza że wobec oznak szacunku i przywiązania, jakie jej okazywał młody książę, nie można było wątpić, iż po śmierci Alfonsa zasiądzie ona obok Don Pedra na tronie portugalskim. Obawiano się, ażeby dzieci Inezy nie otrzymały w sercu ojcowskiém pierwszeństwa przed synem Konstancyi. Król Alfons, podniecany przez wrogów rodziny Castro, udał się z kilku zbrojnemi do Montemor – o velho, gdzie mieszkała Inez, wybierając porę, kiedy Don Pedro był na polowaniu. Widok trojga dziatek i błagania Inezy, rozczuliły króla do tego stopnia, iż wyszedł, nie wydawszy wyroku śmierci, lecz wówczas towarzyszący mu panowie zaczęli podburzać go nanowo; w końcu udali się sami do zamku i zamordowali biedną ofiarę. Rozżalony Don-Pedro zbuntował się przeciw ojcu, ogniem i mieczem spustoszył posiadłości morderców; po długich dopiéro zabiegach duchowieństwo i królowa Beatryks zdołali doprowadzić do zgody ojca z synem. Po śmierci Alfonsa Don-Pedro pojmał swych wrogów, których mu wydał Piotr Okrutny, król Kastylii, dokąd się w obawie zemsty schronili, i kazał stracić w mękach. Następnie, wydobyte z grobu ciało Inezy przybrano w koronę i szaty królewskie, usadzono na tronie, ogłoszono, że była ślubną małżonką królewską, a potém z niezmiernym przepychem pochowano w Alcobazo, gdzie Don Pedro grób dla siebie obok niej przygotować kazał. Panowie dworu przy téj dziwnéj koronacyi ręce zmarłej całować musieli.