Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

20.  Znacząc po falach szlaki białéj piany
Z niezmiernym pędem zdąża niebian rzesza;
Tu, rozcinając swą piersią bałwany,
Ruchliwa Doto po przedzie pośpiesza,
Pląsa Nerina, tu znów na przemiany
Na fal wierzchołkach Nisa się zawiesza:
Strwożone fale na barki je biorą,
I dając przejście, chylą się z pokorą.

21.  Z płonącą twarzą, z okiem pełném żaru,
Mknie Afrodyte na grzbiecie trytona;
Ten dyszy dumą, nie czuje ciężaru
Tak śliczne brzemię niosąc przez mórz łona:
Już téż błysnęła z mglistego obszaru
Rozdętym żaglem flota uskrzydlona:
I wnet się rzesza rozbiła w gromadki,
I niewidzialna — otoczyła statki.

22.  Na statku wodza, u rudla na przodzie,
Sama bogini ster w swe ręce ima,
Zawraca w stronę, wstrzymuje w pochodzie;
Próżno dmie wicher i żagiel rozdyma:
Śnieżne Nimf łona odtrącają łodzie,
Ta drogę grodzi, ta je z boków trzyma:
Krążąca wokół rzesza opiekunek
Zbija łódź z drogi i zmienia kierunek.

23.  Jako przezorny, roboczy lud mrówek
Z wysiłkiem pracy niezmiernéj się imie,
Zwleka ciężary, uprzedza przednówek
I przeciw mroźnéj uzbraja się zimie;
I niespodzianie w obronie swych schówek
Rozwija męstwo i siły olbrzymie.
Tak Nimf promiennych niestrudzona piecza
Od strasznéj śmierci Luzów zabezpiecza.

24.  Zwrócił się statek wstrzymany opornie;
Załoga, sądząc, iż wszystko stracone,
Do lin, do żagli rzuca się niesfornie,
Chcąc ster skierować w tę lub owę stronę:
Wtém nagle, majtka, co baczył przezornie,
Dały się słyszéć krzyki zrozpaczone:
Z pod fal przed niemi wyzierał ząb skały —
I serca mężnych od trwogi zdrętwiały. —