Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

85.  Są i ważniejsze do zwątpień powody:
Bo gdy wódz posłał z prośbą o sternika
Groźną odpowiedź dano zamiast zgody,
Z czego wyraźnie widna niechęć dzika.
To téż chcąc wiedziéć, skąd czekać przygody
I jak chytrego sądzić przeciwnika,
Wódz, nakazawszy baczność swéj drużynie,
W trzy tylko łodzie ku brzegowi płynie.

86.  Ale już widać Maurów wzdłuż wybrzeży;
Bronią dostępu, gdzie źródeł kryształy:
Ten dźwiga puklerz, ów oszczepem mierzy,
Ci krzywych łuków napinają strzały,
Ufni, iż dzielnych wytępią rycerzy.
Silniejszy zastęp skryto między skały,
Ta drobna garstka gra przynęty rolę,
By łatwiéj rozbić, wywabiwszy w pole.

87.  Bitni Maurowie już z krzykiem się zbiegli
Nad jasną rzeką, na piaszczystym brzegu,
I byle w Luzach chęć boju zażegli,
Nie szczędząc zniewag dzidy miecą w biegu
Scierpią-ż zniewagę męże niepodlegli?
Już ściąwszy zęby Luzy mkną w szeregu:
Tak się rzucili z zapałem najszczerszym,
Iż nikt nie zgadnie, kto z nich skoczył pierwszym.

88.  Jak na igrzysku — ku czci swéj kochanki,
Śpieszy do boju młodzieniec ochoczy,
Śmiało się rzuca w zakrwawione szranki,
A kiedy zwierzę wypuszczone zoczy,
Krzyczy i kłuje — wtém, drgnęły krużganki —
Byk z łbem nagiętym, zmrużonemi oczy,
Zwrócił się rycząc i rogi ostremi
Chwyta — już zdeptał, zgniótł, wbił go do ziemi.

89.  Tak z naszych łodzi na lądu krawędzie
Skoczyli męże. Działa ogniem zieją,
Zioną kul grady, — jęk, krzyk, łoskot wszędzie,
Lecą pociski i wkoło śmierć sieją, —
Już męstwo Maurów złamane w zapędzie,
Trwoga krew ścina, ich szyki się chwieją:
Jedni nikczemnie ze stanowisk zbiegli,
Inni trupami wybrzeże zalegli.