Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

40.  To skrzy się odbłysk Albuquerqua zbroi,
Kiedy na Ormuz wyrusza ambitny,
Gdzie Pers zbyt mężny ku niedoli swojéj,
Odrzucił pokój łagodny, zaszczytny.
Chmura strzał perskich wstecz powietrze kroi
Przeciwko własnych wojów rzeszy bitnéj
I śmierć im niesie: tak niebieskie siły
Za tych, co niebios cześć szerzą, walczyły.

41.  Całych wzgórz soli nadbrzeżnéj nie stanie,
By wstrzymać gnicie onego cielsk tłumu,
Co kraj do morza zaległ nieprzerwanie
Kalajat, Maskat i ziemie Gerumu:
Oręż jedynie zmusić lud ten w stanie,
Giąć karki w jarzmo, nauczyć rozumu
Oraz nakazać państwu pohańczemu
Nieść Luzom świetną dań z pereł Bakremu.

42.  Widzę zwycięstwo — jak wieniec zielony
Splata — i czoło wodza nim okrywa,
Gdy niewstrzymany i nieustraszony
Prześwietną Goę walecznie zdobywa!
A choć opuścić ją będzie zmuszony —
On wróci, — krótka chwila nieszczęśliwa, —
On wróci odbić ją i w téj potrzebie
Przemódz fortunę i przewyższyć siebie.

43.  Powraca rycerz, drapie się na mury,
Przez płomień, miecze, kule szlak otwiera,
Przez niezliczonych wojsk pogańskich chmury,.
Przez gęste Maurów hufy się przedziera,
Srożéj niż głodne lwy, niż dzikie tury
Zgniewany żołnierz wściekłość swą wywiera,
Bohaterskiemi godnie świecąc czyny
Dzień Egipcjanki — świętéj Katarzyny.

44.  Córo Jutrzenki, Malakko bogata,
Chociaż usiadłaś u matki na łonie,
Bohaterskiego nie ujść ci bułata
I ukorzone musisz schylić skronie!
Zatrute strzały, krysz, co dzielnie płata,
Ni Malajczyków zniewieściałych dłonie,
Ani cię męstwo ocali Jawanów.
Korz się z twym ludem i w Luzach znaj panów.