Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

50.  „O! stawcie opór, zgniećcie tę moc wrogą,
Dopóki słaba, zniszczcie należycie;
Gdy słońce wschodzi — każde oczy mogą
Łagodne światło jego znieść o świcie:
Lecz kiedy wyżéj pójdzie swoją drogą,
Gdy całym ogniem gore na błękicie,
Oślepia oczy: — tak wy oślepieni
Będziecie, gdy się obcy tu wkorzeni“.

51.  Umilkły słowa, pierzchły sny mamiące:
Czciciel Proroka porywa się z łoża,
Zwie sługi, każe ogień niecić — w drżące
Serce jad wnikł mu niby ostrze noża.
Ledwo ta jasna, co poprzedza słońce,
Anielskie lice ukazała zorza,
On wzywa dzikiéj sekty swe przywódce
I ze snu sprawę zdaje im pokrótce.

52.  Tłumnie gwarzono, toczono obrady:
Każdy podsuwał, jako mu się zdało,
Różne zasadzki i przewrotne zdrady,
Tysiąc się chytrych podstępów knowało:
Lecz zarzucono zuchwałości rady,
Gdy lepszy środek znaléźć się udało,
Toćby najłatwiéj wrogów swoich zdusić —
Dość jest przedajność rządców króla skusić.

53.  Więc, by pozyskać państwa dygnitarze —
Sypie się złoto, płyną hojne dary;
Przyczém się zręcznie, ostrożnie ukaże,
Jak zgubą grożą przybylców zamiary;
Jak niebezpieczni są owi korsarze,
Co — mórz zachodnich plądrując obszary —
Żyją bez króla, tém co zdobycz dawa,
Bez ustaw ludzkich, bez bożego prawa.

54.  O! monarchowie, — kto z was dobrze rządzi —
Jakże ma baczyć, czy w doradców gronie
Nikt wbrew sumieniu i cnocie nie błądzi?
Czy szczerą miłość prawdy noszą w łonie?
Boć przez nich właśnie i patrzy i sądzi
Monarcha na swym wywyższony tronie,
Potrzeby kraju, pragnienia miljonów
Przez nich dochodzą do podnoży tronów.