Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

55.  Patrzyli Luzy na pamiątki owe,
Kiedy Katual ozwał się do Gamy:
„Przyjdzie czas wkrótce, że zwycięstwa nowe
Przyćmią to wszystko, co tu oglądamy:
I wielkich dziejów wysnuje osnowę
Jakiś lud obcy, co go dziś nie znamy;
Tak mądre magi, którym przyszłość jawna,
Z księgi przeznaczeń czytają nam zdawna.

56.  „I daléj jeszcze ich wiedza powiada,
Żeby w przyszłości uniknąć tych oków —
Na nic się zręczność ni opór nie nada,
Bo człowiek niebios nie zmieni wyroków.
Lecz twierdzę, że ten lud, co tu zawłada,
W czasie pokoju, czy wojennych kroków
Takie okaże cnoty niesłychane,
Iż nie wstyd z jego rąk ponieść przegranę“.

57.  Tak rozmawiając wkroczyli na salę,
Kędy monarcha na łożu spoczywa
Takiém kosztowném, rzeźbioném wspaniale,
Że mu już chyba żadne nie zrównywa.
W obliczu pańskiém świeci okazale
Z wielką powagą pogoda szczęśliwa:
Pas ma złocisty — czoło mu promieni
Ognisty połysk najdroższych kamieni.

58.  Tuż obok łoża, padłszy na kolana,
Starzec szanowny, ale kornie zgięty,
Podaje wonny betel w ręce pana,
By żuł, jak zwyczaj na Wschodzie przyjęty.
Bramin — osoba wielce szanowana —
Zbliża się; Gama pod ramię ujęty
Wiedziony przezeń przed monarchą staje,
Który — by usiadł — skinieniém znak daje.

59.  Więc Gama łoże bogate zasiada,
Gdy jego orszak staje w oddaleniu,
Tymczasem książę rysy Luzów bada,
Ich nieznanemu dziwi się odzieniu;
Wódz uroczyście, głosem, co mu nada
Wkrótce przewagę w całém otoczeniu,
W opinji króla, i we czci ludowéj,
Temi przemowę swą zagaił słowy: