Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

25.  Ten Maur z uśmiechem podszedłszy do posła.
Pyta w hiszpańskiéj znanéj sobie mowie:
„Jaka was dola aż w ten świat zaniosła
Wdał od ojczyzny waszéj, o Luzowie!“ —
„Nieznane morza krają nasze wiosła,
Kędy nie postał człowiek — Luz odpowie —
Płyniemy szukać wielkiéj Indu rzeki,
By nad nią prawdę zaszczepić na wieki.“

26.  I słuchał Maur ów, Monsaidem[1] zwany,
Powieści Luza — zdumieniém przejęty
Nad tą podróżą, jaką Luzytany
Śród burz odbyli przez morskie odmęty;
W końcu oświadczył Luz, iż jest wysłany,
By król znał, jakie przybyły okręty —
A Maur mu na to: „Król nie w swéj stolicy,
Lecz niedaleko mieszka w okolicy.

27.  „A nim te wieści do niego dolecą
O twém przybyciu dziwném — bez obawy
Do domu mego zajdź odpocząć nieco
I społem spożyć krajowe potrawy;
A gdy spoczynkiem siły się podniecą,
Razem na wasze udamy się nawy;
Boć to jest radość nad wszelkie biesiady
W ziemi wygnania witać swe sąsiady.“

28.  I Portugalczyk przyjął z szczeréj chęci,
Co Monsaida święcą mu ofiary;
Rzekłbyś, iż dawną przyjaźnią sprzęgnięci,
Za stołem siedzą i spełniają czary:
Potém ku flocie dążą — Maur w pamięci
Miał z dawnych czasów luzyjskie galary
A dziś przez wodza i całą drużynę
Jak najuprzejmiéj przyjęty w gościnę.

29.  Sam Gama powstał i rozjaśnił czoło,
Gdy piękną mowę usłyszał Kastylji,
Przy sobie sadzi, uściska wesoło
Gościa, i pyta o kraj, gdzie przybyli:
Jak się w Rodopie gięły drzewa wkoło
Ku Eurydyki kochankowi — w chwili
Gdy złote struny potrącał swą dłonią,
Tak się Luzowie wokół Maura kłonią.


  1. Przypis własny Wikiźródeł W oryginale jego imię brzmi Monçaide.