Strona:PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zostawił mi fałszywe perły! — szepnęła Sigryda. — Perły, których wartość wynosi najwyżej dziesięć funtów...
— Niestety...
— W takim razie musiał dokonać tego Raifles — rzekła żywo Sigryda. — Przecież to on wykradł fałszywy naszyjnik z żelaznej kasy Baxtera...
— Nie przypuszczam, aby mogło to być dziełem Raftiesa — odparł jubiler. — Wiem z pewnego źródła, że Raffles odesłał bezwartościową błyskotkę z powrotem Baxterowi, który z kolei oddał ją Elwirze...
Goldfish zbliżył się do okna, aby przy świetle raz jeszcze przyjrzyć się perłom... Wyjrzał na ulicę: wyraz jego twarzy uległ gwałtownej zmianie... Zmianę tę wywołała wielka zielona limuzyna, która wyłoniła się z za zakrętu ulicy. Chwycił kapelusz, złożył spieszny pocałunek na dłoni zdziwionej Sigridy i rzekł:
— Idę zatelefonować po policję!... Zaraz wrócę!
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, opuścił pokój.
Po jego wyjściu Sigrida wyczerpana ostatnimi przeżyciami bezwładnie opadła na fotel.
Minęła może minuta, gdy drzwi salonu otwarły się i stanął w nich Goldfish.
— Co się stało, Sigrid? — zapytał, wyciągając ku niej rękę. — Czy moja pani ma jakie zmartwienie?
— Czy uważa mnie pan za idiotkę? — zapytała. — Cóż, może mam śmiać się gdy podrzucono mi fałszywe perły?
Jubiler zbladł wyraźnie i cofnął się o kilka kroków.
— A więc już wie o tym? — rzekł z wyraźnym zakłopotaniem. — W jaki sposób dowiedziałaś się?
— Po co pan się o to pyta? — odparła z wściekłością. — Przecież sam pan wie najlepiej! Świecidełka wartości dziesięciu funtów!
Jubiler zbliżył się do niej z pochyloną głową.
— Masz rację, Sigrido — rzekł. — Zrobiłem głupstwo i bardzo tego żałuję... Kobieta taka, jak ty, zasługuje na coś lepszego... Ale wtedy, kiedy dawałem ci te fałszywe perły nie wiedziałem, że pokocham cię naprawdę... Wybacz mi! Przyniosłem ci teraz sznur najpiękniejszych, prawdziwych pereł...
— O czym pan mówi? Nic nie rozumiem? Czy podarował mi pan fałszywe perły?
— Tak, Sigrido, i nie mogę tego odżałować.
— Oszaleję!... Dlaczego więc powiedział mi pan przed chwilą, że złodziej zabrał z kasetki prawdziwy sznur i zostawił fałszywy?
— Przed chwilą? O czym mówisz, moje dziecko?
— Niech się pan przyzna, że chciał pan zażartować ze mnie? Jeśli to jest prawdziwy sznur, to powinien pan mieć ten fałszywy w kieszeni?
Jubiler opadł na krzesło: był głęboko przeświadczony, że biedna Sigrida postradała zmysły.
— Nie mam przy sobie żadnych fałszywych pereł — rzekł. — Imitację, którą ci dałem, musisz mieć przecież u siebie. Przynieś mi ją, zaraz porównamy ją z prawdziwymi!
— Przecież sam wziąłeś ją z moich rąk? — zawołała Sigrida, stając przed nim z płonącymi oczami. — Pytam raz jeszcze, co oznacza ta komedia?
Nagle urwała, wskazując palcem na płaszcz Goldfisha... Spojrzenie jej zatrzymało się następnie na innym płaszczu, leżącym na krześle tuż obok drzwi... Płaszcz ten miał ten sam krój i kolor, co płaszcz Goldfisha.
Mimowoli oczy jubilera skierowały się w tę samą stronę. Oboje poczęli spoglądać na siebie z niepokojem.
— Czy nie byłeś tu u mnie przed chwilą — zapytała kobieta.
— Ale skąd? Dziś wogóle nie wychodziłem z domu...
— W takim razie był tu ktoś inny... jakiś mężczyzna, który wyszedł stąd zaledwie pięć minut temu, i który był tak do ciebie podobny, że ani przez chwilę nie wątpiłam, że to ty... Prosił, abym pokazała mu perły... W pierwszej chwili nie chciałam, obawiając się, że pragniesz mi zrobić ten sam kawał, co Elwirze... W końcu jednak spełniłam jego prośbę... Obejrzał perły ze zdziwieniem i oświadczył mi, że sznur ten jest fałszywy, i że został niezawodnie zamieniony przez spólnika Elwiry, która zabrała prawdziwe perły... Jakie to zabawne! Elwira nasłała na mnie zbira, który wykradł mi bezwartościowe świecidełka! Ha, ha, ha...

Sigrida zaniosła się histerycznym śmiechem... Nagle zesztywniała i runęła na ziemię. Straciła przytomność. Goldfish podniósł ją i przerażony przeniósł do sypialni. Ułożył ją na sofie i począł biegać po pokoju w poszukiwaniu soli trzeźwiących i kolońskiej wody.

Zwilżył jej skronie... W kilka minut potem otworzyła powoli oczy...
Jubiler nachylił się nad leżącą kobieta... Dawno nie przemawiała do niego tak czule... Chciał pocałować ją w rękę, gdy nagle przypomniał sobie, że pozostawił pudełko z perłami w salonie na stole. Zerwał się, aby je przynieść i pobiegł szybko do salonu.
Otworzył drzwi... Z ust jego padł okrzyk przerażenia: pudełko z perłami zniknęło! Na stole leżała natomiast zapisana kartka papieru.
Goldfish zbliżył się do stołu chwiejnym krokiem:
„Wielce Szanowny Panie Goldfish — czytał. — Wreszcie nastąpił szczęśliwy zwrot w przygodzie, którą mógłbym nazwać wściekłą pogonią za praw-