Strona:PL Lord Lister -90- W szponach wroga.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ruszyli przodem, a dwóch stanęło po bokach. Inspektor tworzył tylną straż. Obaj więźniowie spostrzegli, że wyjął on z kieszeni rewolwer.
Minęli źle oświetlony korytarz. Szli tą samą drogą, którą dostali się tu porzednio. Raffles pamiętał każdy szczegół, choć wówczas musiał udawać nieprzytomnego. Minęli szereg korytarzy i schodów wreszcie znaleźli się przed wąskimi schodami, wiodącymi ku wyjściu. Schody te mogły mieć około dwudziestu kamiennych stopni. U góry widniały drzwi, których policja, po wprowadzeniu kilkudziesięciu więźniów, nie uważała za stosowne zamknąć.
Pozostały im jeszcze tylko cztery stopnie. Nagle z ust Rafflesa dobył się cichy, ostrzegawczy gwizd. W tej samej chwili skurczył się raptownie w ten sposób, że ciało jego uderzyło z impetem w idącego zanim inspektora, który zwalił się ze schodów. Rewolwer wypadł z jego rąk i potoczył się w dół. Za nim pozostali agenci zdążyli zorientować się w sytuacji, rozległ się dźwięk, jak gdyby tłukącego się szkła...
W tej samej chwili Henderson podniósł do góry obie dłonie, wolne od stalowych więzów. Wystarczyło, aby olbrzym naprężył swe potężne muskuły a stalowe kajdany pękły jak wątłe nici. Siłacz wybuchnął śmiechem, zadowolony, że sztuczką się udała. Korzystając z wytworzonego chwilowo zamieszania, Henderson puścił w ruch swe potężne pięści. Agenci jeden po drugim spadali wdół jak bezwładne kłody. Raffles wyciągnął błyskawicznie rewolwer z kieszeni jednego z agentów.
Przyłożył go do piersi najbliżej nacierającego policjanta:
— Ruszaj prędko ze schodów — rzekł — bo ci wpakuję kulę między żebra.
Agent śmiertelnie blady począł uciekać, ile miał sił w nogach. Raffles powtórzył tę samą sztuczkę z następnym.
Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund.
Raffles chwycił wreszcie Hendersona pod rękę i obaj jak huragan pognali po przez ostatnie stopnie i zaleźli się na podwórzu.
Było to samo podwórze zarzucone starymi rupieciami na które przed kilku godzinami przyniesiono Tajemniczego Nieznajomego.
— Żeby tylko mister Brand zdążył stawić się w porę w umówionym miejscu — szepnął Henderson.
— Nie wątpię w to ani przez chwilę.
Ruszyli szybko przez całą długość podwórza, potykając się co chwila o porozrzucane na ziemi resztki żelaza.
Jak sobie czytelnicy prawdopodobnie przypominają — podwórze to graniczyło z wybrzeżem Tamizy.
Raffles i Henderson biegli w tym właśnie kierunku. Z nad brzegu doszedł do ich uszu stłumiony gwizd. Przy opuszczonej przystani stała łódź motorowa Rafflesa.
Za sterem siedział Brand.
Obaj przyjaciele szybko wskoczyli do łodzi, która niezwłocznie odbiła od brzegu. Na widok krwawych pręgów na dłoniach Hendersona, Brand pokiwał z politowaniem głową:
— Czy nie przepowiadałem, że tak się skończy? — rzekł. — Kiedy nauczysz się wreszcie, Edwardzie, odwiecznej prawdy, że policja angielska niezna uczucia wdzięczności?
Brand podwoił szybkość. Odlegość między łodzią a wybrzeżem zwiększyła się tak znacznie, że przyjaciele nasi znaleźli się już poza zasięgiem kul rewolwerowych.
Raffles spojrzał ciekawie na kajdanki, którymi miał skute dłonie:
— Widzę, że wprowadzili teraz zupełnie inny model — rzekł ze znawstwem. — Pierwszorzędna szwedzka stal... Podziwiam twą siłę, Henderson... Ja nie potrafiłbym dokonać takiej sztuki... Muszę zbadać dokładnie ten mechanizm: zdejm je, Henderson, ale ostrożnie, aby ich nie uszkodzić.
— Znajomość ta przyda ci się, gdy po raz wtóry zechcesz przyjść z pomocą policji! — mruknął z niezadowoleniem Brand, biorąc kurs na centrum Londynu.

Tajemnicze zniknięcie Mabel Melony

W niespełna godzinę, trzej przyjaciele siedzieli bezpiecznie w willi Rafflesa na Victoria-Street.
Willa ta, sużąca Tajemniczemu Nieznajomemu za kryjówkę w momentach niebezpiecznych, wyposażona była we wszystko, co mogło mu być w owych chwilach potrzebne.
Raffles zdjął z głowy siwawą perukę i wyciągnął się wygodnie w fotelu.
— Czy postanowiłeś wziąć wreszcie rozbrat z postacią hrabiego? — zapytał Brand.
— Jest to wskazane z wielu względów — odparł Raffles. — Po pierwsze ten mały wściekły potworek zepsuł mi doszczętnie moje piękne bokobrody, stanowiące ozdobę hrabiowskiego lica. Po wtóre — poilcja zna postać hrabiego dokładnie i ten wzgląd wystarczy, abym to moje wcielenie umieścił na indeksie na okres kilku najbliższych lat!
— Ale Mabel Melony zna cię tylko w tej postaci?
— To prawda... Sprawa się komplikuje. Ale nie wolno mi postępować nieoględnie. Mabel z pewnością pozna brzmienie mego głosu, nawet jeśli będę przebrany za kogoś innego... Ostatecznie, wyznam jej, jakie względy kierowały mną przy zmianie mego zewnętrznego wyglądu... Zachowuję tę ewentualność na wypadek, gdyby wszystkie inne środki zawiodły. Powiem jej najpierw, że hrabia Palmhurst wyjechał nagle i mnie polecił zająć się jej losem. Mam nadzieję, że zdołam w niej wzbudzić zaufanie.
— Czy policja nie roztoczy obserwacji nad jej domem?
— Z jakich powodów?
— Przecież w tym domu ty i Henderson wpadliście w zasadzkę bandytów... Brunner, pałający chęcią zemsty, nie omieszka opowiedzieć o tym policji...
— Brunner nie powie nic policji... Nie żyje!
— Nie żyje? — zapytał Brand ze zdumieniem.
— Został pchnięty sztyletem przez jednego z członków bandy.
— Ale inni żyją... Wzamian za obietnicę wolności, na pewno opowiedzą wszystko. Zapominasz o Cunningu! Cunning przebywa na wolności i poruszy niebo i ziemię, aby się z tobą porachować.
— To prawda. Historia z Cunningiem zbyt wcześnie wyjrzała na światło dzienne. Budową ciała i kolorem oczu bandyta ten niezwykle przypomina Hendersona. Udało nam się znakomicie wyzyskać to podobieństwo... Miałem jednak rację, mówiąc, że szelma Brunner wcześniej, czy później pokuma się z Bandą Czarnego Kruka, aby