Strona:PL Lord Lister -89- Tajemnicza dama.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny. Od frontu lepiej nie zaczynać... Drzwi frontowe nie łatwo dadzą się otworzyć, a księżyc świeci przy tym w same oczy... Stop!... Zdaje mi się, te słyszę czyjeś kroki?
Zamilkli i przywarli jeszcze bliżej do zagłębienia muru... Odgłos kroków zbliżał się wyraźniej... Wkrótce z mroków wyłoniła się postać agenta policji... Przeszedł tuż obok naszych przyjaciół, nie domyślając się ich obecności. Wreszcie kroki ucichły.
— Omal nie przeszkodził nam w robocie! — mruknął Raffles. — Mamy tylko dwie godziny do świtu... Naprzód Brand!
— Nie ruszaj się, na Boga — zawołał nagle.
Chwycił go za rękę: na pierwszym piętrze willi Beewatera ukazało się światło... Było ono zbyt słabe jak na blask żarówki elektrycznej i prawie zaraz zgasło... Po chwili zajaśniało znowu w sąsiednim pokoju.
Brand spojrzał na Rafflesa ze zdziwieniem.
— Co to ma znaczyć? Czy to, aby nie „konkurencja?“ Może prawdziwi włamywacze?
— Sądzę, że nie, Charley! Jak na włamywacz — zbyt silne światło... Wydaje mi się raczej, że światło zapalono w korytarzu, poczym ktoś uchylił kolejno drzwi kilku pokoi... Stąd blask, który ukazał się w oknach.
— Włamywacze nie zostawiliby chyba zapalonego światła w korytarzu...
— Oczywiście, że nie — odparł Raffles, wzruszając ramionami. — Tak, czy inaczej musimy wstrzymać się trochę z naszymi odwiedzinami... Obecność gospodarza, który nie śpi, nie jest mi na rękę... Beewater zdaje się, przyjmuje gości...
— Gdyby tak było, oświetliłby chyba a giorno całe mieszkacie...
Raffles nie odpowiedział: uwagę jego przykuło już inne zjawisko: W oddali dał się słyszeć warkot zbliżającego się automobilu.
Duża ciemna limuzyna zatrzymała się przed portalem willi Beewatera. Szofer wskoczył na chodnik i otworzył drzwiczki auta, z którego wysiadła kobieta... Miała ona na sobie wspaniały wieczorowy płaszcz z nurków i długą powłóczystą suknię.. Gdy stała przed drzwiami, profilem zwrócona do obserwujących ją z ukrycia mężczyzn, blask księżyca oświetlił jej bladą twarz.
Raffles z trudem opanował swe zdumienie.
Była to Jane Doherty.
— Szybko! Przejdźmy na drugą stronę, tuż obok auta — szepnął Raffles. — Będziemy udawać zapóźnionych przechodniów.
Śmiałym krokiem przeszli przez jezdnię... Szofer stał obok auta, twarz jego tonęła w ciemnościach... Miał on na sobie ciemno - oliwkową liberię ze złotymi wyłogami. Szeroki daszek rzucał cień na górną połowę twarzy... Spojrzał ciekawie na zapóźnionych przechodniów i wsiadł do wozu...
W tej samej chwili drzwi willi otwarły się... Przez chwilę, w oświetlonym hallu mignęła Rafflesowi postać Beewatera... Tajemniczy Nieznajomy jeszcze raz spojrzał w twarz stojącej w progu kobiety... Nie, co do tego nie mogło być żadnych wątpliwości: była to ta sama, którą niedawno wyrwał z objęć śmierci... Trwało to coprawda ułamek sekundy, gdyż mężczyzna, stojący w hallu wyciągnął ku niej ręce i wciągnął ją do środka. Drzwi willi zamknęły się z trzaskiem.
A więc to tak! — szepnął do siebie Raffles.
W jasnej poświacie księżyca, Brand spostrzegł na twarzy swego przyjaciela wyraz prawdziwego smutku...
— A więc dałem się podejść... A wyglądała tak niewinnie... Przychodzę do wniosku, że nie wolno ufać pierwszemu wrażeniu.
— Czy możesz mi powiedzieć, co cię tak uderzyło w tej scenie i dlaczego w głosie twym brzmi nuta zawodu? — zapytał Brand,
— Kobieta, która przed chwilą zniknęła za drzwiami domu Beewatera i która przyjęta została tam tak serdecznie — to Jane Doherty, o której ci opowiadałem dzisiaj!
Brand spojrzał nań z niedowierzaniem.
— Nie mogę w to uwierzyć, Edwardzie... Przecież zostawiłeś ją niedawno w mieszkaniu jej ciotki?
— Wiem o tym, ale od tego czasu upłynęło półtorej godziny — odparł Raffles, spoglądaiąc na zegarek.
— Czy była ubrana wieczorowo?
— Nie... Nosiła bardzo skromną sukienkę! Zresztą, zarówno suknia jak i palto przemoczone były do nitki.
— Ale przecież ta kobieta ubrana była zupełnie inaczej... Miała na sobie kosztowne futro z nurków i wspaniałą suknię... Musiałeś się chyba pomylić...
— Nie mylę się nigdy, Brand — odparł Raffles poważnie. — Znasz moje oko: to była ona i nikt inny... Takich twarzy nie zapomina się tak prędko... Połączenie jasnych blond włosów z ciemnymi oczami spotyka się rzadko... Poznałem ją i mogę dać głowę, że to była Jane Doherty...
— W takim razie cała ta historia wydaje mi się zupełnie niezrozumiała — rzekł Brand. — Skąd wytrzasnęła, u licha, tę wspaniała toaletę?
— I mnie dręczy to pytanie — odparł Raffles. — Nie mogę pojąć tak to się dzieje, że ta sama kobieta, która chce zginać w nurtach Tamizy w parę godzin później, w wieczorowej toalecie odwiedza późną nocą mężczyznę.
— To prawda — odparł Brand. — Wydaje mi się podejrzane, że nie chciała, abyś zatelefonował do męża.
— A widzisz... I mnie również to uderzyło... Zaczynam teraz rozumieć pobudki.
— Może spostrzegła, że ją śledzę i postanowiła wzbudzić we mnie współczucie, aby wyłudzić wsparcie? — odparł Raffles.
Brand potrząsnął głową.
— Sądząc z tego co od ciebie słyszałem, nie mogę sobie tego wyobrazić. Czy wygląda na oszustkę?
— Otóż to, właśnie... Ani rusz nie mogę uwierzyć, że to komedia — rzekł Raffles — Jeśliby moje podejrzenia okazały się prawdziwe, straciłbym na zawsze zaufanie do kobiet... Muszę przyznać, że rolę swoją zagrała znakomicie.
— W jaki sposób Jane zdążyłaby w tak krótkim czasie przebrać się w strój wieczorowy i przyjechać tutaj?
— Czasu miała dosyć...
— Ale skąd wydostała suknię i futro?
— Nie wiem... Może były przygotowane u ciotki.
— Nie, to niemożliwe: sam mi przecież mówiłeś, że stara dama chciała telefonować, tylko przeszkodziła jej w tym Jane... Stąd wniosek że nie należała do spisku.
— Rozumujesz słusznie... Zagalopowałem się trochę. W każdym razie mogę przysiąc, że wzrok mnie nie zmylił.
— Czy zastanawiałeś się nad tym, skąd wzięło się auto? — zapytał żywo Brand. — Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób zdobywa się je tak szybko?