Strona:PL Lord Lister -76- Moloch.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pokoikiem Peggy. Wpuściłem do komina mikrofon i przygotowałem się do tego, aby nie uronić ani jednego słowa z prowadzonych obrad.
— Czy ci się to udało?
— Cały mój trud okazał się zbędny — odparł Raffles z uśmiechem. — Okno otwarte było naoścież i bez pomocy mikrofonu słyszałem każde wypowiedziane słowo. Ułożyłem się płasko na dachu, wychylając głowę z ponad jego krawędzi...
— Gdyby cię schwytano, nie zdążyłbyś nawet ostrzec mnie, że jesteś w niebezpieczeństwie. Bez słowa zrzuconoby cię z siódmego piętra...
— Możliwe — odparł Raffles. — Byłem jednak uzbrojony i nie dałbym się tak łatwo zwyciężyć.
— Ilu ich było?
— Trudno mi to określić dokładnie. Zdaje się, te około dziesięciu mężczyzn... Prócz Peggy była tam jeszcze jedna kobieta, w której poznałem dawną znajomą Lydię Kryłow
— Rosjanka?
— Nie, Bułgarka.
— Czy widziałeś ją?
— Tak. Spotkałem ją po drodze, gdy zmierzałem na dach. Zjawiła się na zebraniu pierwsza... Jest to prawdopodobnie jedna z przyjaciółek Peggy.
— Czy Tydall był również na zebraniu?
— Tak. Początkowo nie zabierał wcale głosu, choć inni mówili dość dużo i dość głośno. Dopiero po dwóch godzinach raczył się odezwać. To, co w ciągu dziesięciu minut powiedział, posiadało więcej sensu niż wszystko, o czym dotychczas mówili jego poprzednicy. Nie mogę powiedzieć, abym cieszył się u tych panów dobrą opinią... To, co powiedział o mnie Tydall nie zawierało również nic specjalnie pochlebnego. Na zakończenie swej przemowy Tydall wysunął swą kandydaturę na następcę Molocha.
— I prawdopodobnie został wybrany?
— To było nieuniknione. Ludzie tacy, jak Fox I Shydryft zdarzają się rzadko.
— A więc reszta przyjęła jego wniosek?
— Oczywiście... Nikt się temu nie sprzeciwił. Wybrali go, ponieważ nie było innego kandydata i ponieważ wszystkim zależało na tym, aby banda „Upiornego Oka“ jak najprędzej otrzymała nowego wodza.
— Ale skąd przyszło do rozmowy na temat Harrisa? Kto ten temat poruszył?
— Tydall. Rzucił projekt po to, aby się wykazać swymi zdolnościami wobec członków bandy. Był to rodzaj próby.
— Jaki jest jego plan?
— O tym jeszcze nie było mowy. W każdym razie włamanie nie było brane w rachubę. Wydaje mi się, że Tydall zamierza raczej nastraszyć Harrisa, następnie porwać go i zmusić do zapłacenia wysokiego okupu.
— W jaki sposób? Podczas, gdy będzie więziony?...
— Nic łatwiejszego... Zmuszą go do napisania, listu do żony lub do kogoś z przyjaciół. Tego rodzaju szczegóły ustala się dopiero później.
— Nie rozumiem jeszcze dobrze, jakie są twoje zamiary, Edwardzie? Czy masz zamiar udaremnić to porwanie?
— Nie... Nawet o tym nie myślę.
— Czy zamierzasz go wobec tego okraść?
— To nie będzie kradzież, ale włamanie — odparł Raffles spokojnie. — Powtarzam ci z naciskiem, że pomiędzy kradzieżą, a włamaniem istnieje poważna różnica. Zapamiętaj to sobie! Potym mogą nawet go porwać.
— Rozumiem, że twój plan sięga dalej i nie kończy się na splądrowaniu jego ogniotrwałej kasy. Domyślam się, że chodzi ci o to, aby jednocześnie wymierzyć cios groźnej bandzie.
— Zgadłeś! Jeśli chodzi o szczegóły, sam jeszcze nie obmyśliłem ich dokładnie. Mamy sporo czasu, aby je wspólnie omówić.
— Nasza sytuacja będzie teraz daleko gorsza — rzekł Brand po chwili namysłu. — Dotychczas Tydall był tylko naszym osobistym wrogiem. Obecnie zaś na stanowisku wodza „Upiornego Oka“ będzie dla nas o wiele groźniejszy.
— Ale on nie został przecież wodzem „Upiornego Oka“.
— Jakto? — zdziwił się Brand. — Powiedziałeś mi przecież, że bandyci przyjęli jego propozycję.
— Tak jest drogi przyjacielu... Ale w tej samej jednak chwili ozwał się telefon i po tej rozmowie Tydall bynajmniej nie był pewien swego stanowiska.
— Co się stało?
— Zaraz się dowiesz. Na dźwięk dzwonka Farrell podniósł słuchawkę telefoniczną i oświadczył, że główna kwatera bandy desygnuje na wodza niejakiego Larry Jumpera.
— Któż to taki?
— Jeden z młodszych członków bandy.
— Skąd jednak wiesz o tym wszystkim? W jaki sposób mogłeś zrozumieć to, co mówiono przez telefon?
— Zrozumiałem to bardzo łatwo, ponieważ ja sam telefonowałem — odparł Raffles.
Brand wstał z krzesła i zawołał:
— Przecież to szaleństwo, Edwardzie! Sam nie wiesz, co robisz. Bardzo łatwo będą się mogli skomunikować z Jumperem i zmusić go...
— Tego nie obawiaj się — przerwali mu Raffles. — Larry Jumper jest ukryty bezpiecznie w piwnicy naszej willi.

Sobowtór Larry’ego Jumpera

Brand spojrzał na Rafflesa z niedowierzaniem.
— Kpisz chyba ze mnie, Edwardzie. Skąd Larry Jumper mógłby się wziąć w naszej piwnicy?
— Siedzi tam już od trzeciej godziny w nocy, mój drogi. — Przyznać muszę, że przyszedł mi z pomocą przypadek. Znajdowaliśmy się wraz z Hendersonem — (zapomniałem ci dodać, że zabrałem z sobą tego olbrzyma) niedaleko od naszej willi, gdy w odległości 20 kroków przed nami spostrzegliśmy Larryego Jumpera. Prawdopodobnie nie był to zwykły spacerek dla przyjemności. Nie trudno było odgadnąć, że nasz przyjaciel wybrał się na jakąś nocną wyprawę. W ręce trzymał sporą walizeczkę ze wszystkimi instrumentami, potrzebnymi do włamania. Spotkanie to uważałem za zrządzenie losu. Rzuciliśmy się na niego wraz z Hendersonem i w jednej chwili Larry legł nieprzytomny u moich stóp. Jakkolwiek upominałem Hendersona, aby obszedł się z nim ostrożnie, Larry przez kilka godzin po tej operacji nie mógł odzy-