Strona:PL Lord Lister -76- Moloch.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cić się nawet telegraficznie twego twego londyńskiego bankiera po pieniądze.
— Istnieje łatwiejsza droga — odparł Raffles — postanowiłem poprostu wziąć pieniądze od kogoś, kto ma ich zbyt wiele.
Brand spojrzał nań ze zdziwieniem.
— Postanowiłeś wziąć pieniądze? Nie mówisz chyba tego poważnie.
— Najzupełniej!
— Zapominasz chyba, że jesteśmy w New Yorku... Czy masz zamiar znów sam naprowadzić policję na swój ślad?
— Bynajmniej. Zapewniam cię, że policja tutejsza nie ma zamiaru nas niepokoić.
— Ale z innej strony nie przestało ci grozić niebezpieczeństwo — podjął Brand. — Uwikłałeś się w walkę, która zagraża twemu życiu. Najmniejsza nieostrożność może narazić cię na śmiertelne niebezpieczeństwo.
— Kto myśli o niebezpieczeństwach?
— Rozumie się, że nie ty... Potrafisz nawet wyzyskać każdy przypadek, aby uczynić zeń broń przeciw swym wrogom.
— Przyznaję, że dużo zawdzięczam mojemu szczęściu — odparł Raffles. — Mówiąc krótko mam na myśli pewną wyprawę, która jeśli się powiedzie, pozbawi nas na dłuższy czas kłopotów materialnych...
— Niepoprawny — szepnął Brand do siebie. — Moglibyśmy przecież załatwić tę sprawę w inny sposób. Mógłbyś w ciągu jednego dnia porozumieć się ze swym bankierem...
— Nie mam czasu, w ciągu tego jednego dnia inni mogą mnie ubiec.
— Inni? — powtórzył Brand ze zdziwieniem. Któż taki? Skąd o tym wiesz?
— Wiem o tym, ponieważ ubiegłej nocy panował upał nie do zniesienia i w wielu mieszkaniach szeroko były otwarte okna...
— Zabij mnie, jeżeli rozumiem choć słowo — zawołał Brand. — Wiem, że wczoraj wyszedłeś wieczorem z domu i wróciłeś dopiero około trzeciej w nocy. Ale jaki to ma związek...
— Bardzo ścisły, drogi przyjacielu. — A teraz powiem ci otwarcie, że mój wspólnik należy do świata bogatej finansjery.
— Wiesz o tym dobrze, że możesz na mnie polegać — rzekł cicho Brand. — Przykro mi tylko, że porywasz się na niebezpieczne przedsięwzięcia...
— Sądzę, że zmienisz zdanie, jeżeli dowiesz się z kim mam zamiar zawrzeć tranzakcję.
— Któż to taki? Czy go znam?
— Osobiście — nie, choć nie dałbym za to głowy. Jest to Tomasz Harris.
— Co? Ten fabrykant przetworów mięsnych, który podczas światowej wojny oskarżony był o nadużycia przy dostawach żywnościowych dla armii francuskiej i amerykańskiej?
— Ten sam... Potrafił bardzo sprytnie wykręcić się od odpowiedzialności, mieszka obecnie w Ameryce i posiada miliony. Krótko mówiąc, nasz Harris, łotr z pod ciemnej gwiazdy, o czym wiem z najbardziej pewnego źródła, cieszy się obecnie powszechnym szacunkiem. Prowadzi w dalszym ciągu fabrykę przetworów mięsnych i fałszuje je w sposób nielitościwy. Eksportuje swe wyroby do wszystkich krajów świata, zwłaszcza tam, gdzie konsument jest mało uświadomiony i łatwiej sobie z nim dać radę. A gdy wybucha skandal, zamiast Harrisa wędrują do więzienia podstawione przez niego osoby, które za niewielką stosunkowo opłatą biorą winę na siebie. Harris opanował również giełdę. Roi się tam teraz od akcyj kopalń złota, gdzie nie znajdziesz ani śladu złota, od towarzystw kolejowych, nie posiadających ani jednej lokomotywy, od kopalń nafty, istniejących chyba... na księżycu. Oto materiał jakim potrafi spekulować Harris! Dotychczas udawało mu się zawsze wymknąć z rąk sprawiedliwości. Nikt dotąd nie zdołał przychwycić go na przestępstwie. Co się jednak nie udało innym musi udać się mnie.
— W jaki sposób zamierzasz go ukarać? Możesz go najwyżej okraść! — zawołał Brand
— Czy to nie dosyć? Dla człowieka tego pokroju, włamanie do jego tajemnic może być stokroć groźniejsze niż skazanie na pięć lat więzienia. Skradzione złoto jest dla niego wszystkim. Ten, kto pozbawi go części zagrabionego majątku, zada mu tak silny ból, jak gdyby utoczył mu krwi serdecznej.
— Mówiłeś, że ktoś cię chce w tym ubiec — zapytał żywo Brand. — Któż to taki?
— Banda „Upiornego Oka“ — odparł Raffles. — Musisz wiedzieć, że od pewnego czasu nie spuszczam oka z niejakiej Peggy Rose. Obserwuję ją od czasu osadzenia w więzieniu Bianki Kirylew, która była jednym z może najczynniejszych członków tej bandy. Bianca Kirylew była serdeczną przyjaciółką Peggy. Obydwie zaczęły swą karierę, jako chórzystki w jednym z podrzędnych teatrzyków i razem porzuciły scenę aby stać się zawodowymi przestępczyniami. Peggy chętnieby przejęła na siebie rolę, którą Bianca odgrywała w bandzie. W domu jej często odbywały się zebrania ludzi, o których wiedziałem, że z całą pewnością są członkami bandy. Między nimi znajdował się również wysoki, zazwyczaj ciemno ubrany człowiek o dość energicznym wyglądzie. Był to Józef Tydall. Znałem go od dwóch lat. Wówczas Moloch, to znaczy przywódca bandy, nosił jeszcze zupełnie inne nazwisko. Jednym z nich był profesor Fox, człowiek dzielny i przedsiębiorczy. Następcą jego był Shydryft, przestępca o tak niesłychanej odwadze, że trudnoby znaleźć drugiego. Obydwaj zginęli na elektrycznym krześle. Tydall co prawda nie może wytrzymać z nimi porównania, ale trudno mu odmówić zdolności. Z niemałym sprytem wyślizgiwał się dotąd z rąk policji. Widziałem niejednokrotnie, jak wchodził do mieszkania Peggy, znajdującego się na siódmym piętrze tuż pod płaskim, rozgrzanym od słońca dachem kamienicy. Dom ten położony jest w niebezpiecznej dzielnicy i nie radziłbym przyzwoicie ubranemu człowiekowi zapuszczać się wieczorem samotnie w te strony. Przedwczoraj udałem się w przebraniu do jednej z pobliskich knajp i podsłuchałem rozmowę dwóch członków bandy.
— Czy tematem tej rozmowy był Harris? — zapytał Brand.
— Nie... Dotyczyła ona poprostu zebrania, które miało się odbyć następnego wieczora w mieszkaniu Peggy. Zebraniu temu przypisywali duże znaczenie, gdyż m. inn. miał być dokonany wybór nowego wodza bandy „Upiornego Oka“. Postanowiłem nie zaniedbać tej okazji i w przebraniu kominarza wdrapałem się na dach, znajdujący się nad