Strona:PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Charakterystyczne objawy megalomanii — rzekł lekarz. — Spaceruje po śniegu boso i ma na obie tylko futro na bieliźnie... Trzeba go będzie natychmiast zamknąć w oddziale dla furiatów!
Marholm nie zrozumiał co to wszystko znaczy.
— Co się tu stało? — zapytał portiera.
— Otrzymaliśmy telefon, że gość spod Nr. 17 zwariował. Jednocześnie zaalarmowano pogotowie, które przysłało po niego lekarza i karetkę... Biedny człowiek. Czy to pierwszy atak?
Marholm zaśmiał się.
— O nie! Zdarza mu się to dość często.
Mówiąc to, wsiadł do taksówki i ruszył do kliniki, aby ułatwić Barterowi wydostanie się na wolność.

Bal maskowy

Następnego ranka Ryszard Rommler otrzymał list następującej treści:
„Drogi Panie Rommler!
Oddał mi Pan wczoraj wielką usługę... Odwzajemniając się Panu obiecuję, że wkrótce będzie Pan mógł poślubić swą ukochaną Aidę.
Szczerze Panu oddany Hrabia de Montegraza“.
Wszyscy wiedzieli już z gazet, że osobnik, który zjawił się poprzedniego dnia w pracowni Rommlera był wariatem i że został zamknięty w klinice... Dlatego też nikt nie brał za złe hrabiemu de Montegraza jego dziwnego postępku.
Książę Miłow uważał nawet, że hrabia de Montegraza postąpił sobie z wariatem nader dowcipnie... Obydwaj panowie rozmawiali właśnie o tej zabawnej przygodzie wchodząc do rzęsiście oświetlonej sali Teatru Wielkiego, gdzie odbywała się maskarada.
Książę Miłow skrzyżował ręce i oparłszy się plecami o marmurową kolumnę rozglądał się po różnobarwnym tłumie. W doskonale skrojonym fraku, wyglądał jak bliźni brat Rafflesa.
— Czego pan taki smutny, książę? — zapytał Raffles.
— Podpisałem dzisiaj temu bandycie, Rommlerowi, oblig, który z pewnością pokażę mojemu ojcu.
— Czy to aż takie groźne?
— Oczywiście... Będę musiał poślubić jakąś księżniczkę, którą ojciec upatrzył sobie dla mnie... Nie mam najmniejszego zamiaru spędzić reszty moich dni z jakąś półdziką kobietą...
— Musi pan wywalczyć sobie wolność, książę...
— Właśnie dlatego wziąłem się do pracy... Gdybym tylko mógł ukończyć mój model i wysłać go na wystawę paryską... Jestem pewien, że powiodłoby mi się...
— Ile wynoszą pańskie długi?
— Mam do zapłacenia 350.000 marek, jakkolwiek wziąłem tylko 200.000...
— Widzę, że stary Rommler potrafi chodzić koło swych interesów. Musimy się zastanowić, czy nie będziemy mogli z nim sobie dać rady?
Książę spojrzał na niego ze zdumieniem.
— Widzę nadchodzących Rommlera i Aidę... Poznaję ją po kapeluszu. Jaka to śliczna dziewczyna!
Raffles stwierdził, że narzeczona Rommlera należała do najzgrabniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widział. Nagle uwaga jego odwrócona została w innym kierunku.
— Do licha! — zaklął w duchu. — Znów ten dureń depcze mi po piętach!...
Ta ostatnia uwaga dotyczyła inspektora Baxtera, wyglądającego wyjątkowo komicznie w pożyczonym fraku. Za nim kroczył Marholm, zwracający na wszystko baczną uwagę.
Od chwili przyjazdu do Monachium. Baxter nie zasypiał gruszek w popiele. Przysiągł sobie w duszy, że tym razem nie wróci bez Rafflesa do Anglii.
Od tego samego biura detektywów, które doniosło mu, że Raffles przebywa w Monachium, otrzymał wiadomość o pojawieniu się Tajemniczego Nieznajomego na maskaradzie. Baxter postanowił udać się tam niezwłocznie.
Gdy jednak znalazł się wśród różnobarwnego tłumu, uległ panującemu nastrojowi wesołości... Piwo w połączeniu z winem i wódką zrobiło swoje...
Raffles widząc Baxtera, chwycił Aidę za ramię i szepnął:
— Czy zechciałaby pani oddać mi drobiną przysługę? — zapytał:
Roześmiała się wesoło, pokazując rząd białych zębów.
— Przysługę? Ależ bardzo chętnie, drogi hrabio.
— Czy widzi pani tego młodzieńca, kroczącego w cieniu olbrzymiego grubasa we fraku?
— Oczywiście... Wygląda jak młody pies tropiący zwierzynę.
— Niech go pani trochę pointryguje.
— Z przyjemnością — odparła Aida.
W chwilę później Marholm uczuł, że otaczają go białe kobiece ramiona. Wpatrzony w uśmiechającą się ku niemu prześliczną twarzyczkę, przysłoniętą tylko do połowy maską, zapomniał o celu, który go tu sprowadził.
— Oszalałeś, Marholm! — zawołał Baxter, ciągnąc go za połę fraka. — Przecież mamy schwytać ważną zdobycz!
— Już ją schwytałem, szefie — odparł Marholm.
— Niech mnie pan zaprowdazi do bufetu! — szepnęła śliczna nieznajoma.
Aida pociągnęła Marholma w stronę sąsiedniego pokoju. Baxter chciał ruszyć za nim, gdy nagle jakiś wytworny jegomość zastąpił mu drogę.
— Książę, czy to możliwe? Skąd się pan tu wziął? Proszę pójść ze mną przedstawię panu moich przyjaciół.
Z tymi słowy nieznajomy ujął Baxtera pod ramię i zaprowadził go do stolika księcia Miłowa. Baxter otworzył szeroko oczy: mężczyzna, który trzymał go pod ramię był Rafflesem.
Już chciał wymienić głośno jego nazwisko, gdy Raffles usiadł poważnie i spokojnie przy stoliku:
— Kelner! Trzy butelki szampana...
Raffles zwracając się do księcia Miłowa, rzekł:
— Przedstawiam ci księcia de Montecuculi... Ze starej arystokratycznej rodziny angielskiej... A to mój brat bliźni...
Baxter osłupiałym wzrokiem spojrzał na księcia, uderzająco podobnego do Rafflesa. Ponieważ Raffles zmienił całkowicie swój głos, Baxtera ogarnęły wątpliwości.
— Do licha! A jeśli się mylę?... A może ten drugi, to Raffles?
Postanowił zachowywać się spokojnie aż do chwili ustalenia, który z dwóch bliźniąt jest Rafflesem. Tymczasem Baxter zabrał się do szampana, co oczywiście było na rękę Rafflesowi. Im więcej pił, tym bardziej stawał się miły i wylewny... Po godzinie zabawiał już całe towarzystwo uciesznymi historyjkami.
— Co za zabawny typ, ten wasz książę Montecuculi! — rzekł hrabia Miłow. — Uroił sobie, że jest inspektorem policji!