Strona:PL Lord Lister -74- Skandal w pałacu.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niebardzo rozumiem, o co i idzie... Biedny Crofton... Natychmiast biegnę do Scotland Yardu! Czy pan wraca do lorda? Jeśli tak, to proszę mu powiedzieć, że wszystko postaram się załatwić. Jutro udzieli mi chyba nieco wyjaśnień w tej sprawie?
— Oczywiście... lord Clixton prosi, aby zechciał pan przybyć jutro do willi hrabiego de Rockan... Ślub bowiem tam się odbędzie.
Raffles opuścił mieszkanie wielebnego Pussyfoota, unosząc pod pachą jego surdut. W aucie dokonał jednej ze swej błyskawicznych przemian. Zdjął miękki kapelusz, wyszarzałe palto i zniszczoną marynarkę i przebrał się w swój wspaniale skrojony frak. Był znów wytwornie ubranym hrabią de Rockan. Surdut duchownego ukrył w szerokim płaszczu. W dwadzieścia minut po tym, przekraczał progi rzęsiście oświetlonego pałacyku lorda Clixtona.
Na kwadrans przed jego zjawieniem się, przybyli na miejsce Baxter z Marholmem. Baxter zapomniał zabrać ze sobą swą odznakę detektywa. Na progu zatrzymał go wygalowany lokaj.
Pzychodzę w badzo ważnej sprawie, — rzekł inspektor.
Lokaj roześmiał się.
— Mam dyspozycje nie wpuszczać osób niezaproszonych — rzekł.
Sytuację uratował Marholm, podsuwając zdumionemu lokajowi prosto pod nos swoją odznakę.
— Powinienem był się tego domyśleć... Mina tych panów nie wróżyła nic dobrego — mruknął do siebie lokaj. — Zawiadomię natychmiast lorda Clixtona — dodał głośno.
— Zbyteczne — odparł Baxter sucho — jestem inspektor Baxter... To powinno wam wystarczyć.
— Inspektor Baxter tutaj, w dniu tak uroczystym? Czy mogę pana zapytać co go do nas sprowadza? — zapytał lokaj. — Kogo pan szuka?
— Rafflesa — rzucił inspektor, odsuwając lokaja na bok.
— Nie znajdzie go pan tutaj — zawołał lokaj, biegnąc za nieproszonymi gośćmi.
— I ja również jestem tego zdania — odparł Marholm tak głośno, że Baxter usłyszał te słowa.
Baxter znajdował się w stanie silnego podniecenia. Ostatnie zdanie Marholma wyprowadziło go z równowagi.
— Moglibyście przynajmniej zachowywać się przyzwoicie! — zgromił go głośno. — Gentleman nie rozmawia ze służbą.
— To pan pierwszy zaczął dyskusję! — odciął się Marholm.
Baxter wolał dać za wygraną. Nie mówiąc słowa, wtoczył się majestatycznie do sali przyjęć. Marholm szedł tuż za nim. Na widok niezwykłej sylwetki szefa policji, oczy obecnych skierowały się ku niemu. Lord Clixton spojrzał na niego ze zdumieniem. Marholm uratował sytuację: zrozumiał, że nie sposób stać w samym środku sali, nie znając nikogo, ani z pośród gości ani z pośród gospodarzy. Zbliżył się więc szybko do lorda Clixtona i w krótkich słowach wyjaśnił mu, jaki jest cel ich przybycia. Lord z początku zdziwił się, a później zirytował. Opanował się jednak szybko i przedstawił nowoprzybyłych reszcie towarzystwa. Nazwiska hrabiego Whiskyshire i barona Jixa podszepnął mu Marholm.
— Jak zdołaliście wymyśleć tak skomplikowane nazwiska? — zapytał Baxter ze zdumieniem.
— Spojrzałem na pana, panie inspektorze, i odrazu pomyślałem o whisky.
— Kiepski żart... — Odburknął Baxter z niezadowoleniem.
Nagle Marholm chwycił go za rękę:
— Uwaga inspektorze: oto Raffles.
Marholm nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bliskim był prawdy: hrabia Rockan wchodził właśnie na salę. Baxter nie przypuszczał ani przez chwilę, że Raffles odważy się pojawić wśród tego towarzystwa. Nawet Marholm traktował tę wyprawę jako wesołe urozmaicenie nudnej naogół służby. W każdym jednak razie począł zbliżać się do hrabiego Rockana...
— Nie jestem pewien, ale ten Rockan mocno mi przypomina Rafflesa — szepnął do Baxtera. — Im więcej mu się przyglądam, tym większej nabieram pewności.
— Co za odwaga! — mruknął Baxter. — Chciałbym go zdemaskować a boję się kompromitacji. Co robić?
— Sam nie wiem... Musi nas lekceważyć, skoro zjawił się tutaj podczas uroczystości.
— Pokażemy mu, że źle uczynił...
Tymczasem hrabia Rockan zbliżył się do jednego ze swych znajomych i wszczął z nim wesołą pogawędkę. Tematem rozmowy była dziwna bladość młodej narzeczonej.
— Mizernie wygląda dzisiaj moja córka — szepnął z żalem stary lord Clixton.
— To pańska wina — odparł Raffles, który znalazł się nagle przy boku lorda.
Clixton drgnął.
— Jak mam to rozumieć? — zapytał.
— Nie wolno ojcu igrać lekkomyślnie ze szczęściem swego dziecka... Nie wolno oddawać ręki córki podejrzanemu osobnikowi...
— Pan ośmiela się...
— Mówię prawdę, milordzie.
Na twarzy lorda odmalowało się wzburzenie. Podniósł się z trudem ze swego krzesła.
— Rozumiem do czego pan zmierza — rzekł grzmiącym głosem. — Słyszał pan widocznie o tym, że córka moja wbiła sobie do głowy niejakiego Fullera?
— A dlaczego jej pan na to nie pozwolił?
— Lady Clixton miałaby zostać zwykłą panią Fuller?... Żoną człowieka, którego ojciec miał fabrykę perkalików?
— Stary Fuller uczciwie pracował nad zdobyciem swego majątku... Inni natomiast bogacą się za pomocą oszukańczych machinacyj... Prawdopodobnie takich pan woli?
Lord chciał coś odpowiedzieć, lecz przeszkodził mu w tym lokaj, który uroczyście oświadczył, że podano do stołu.
Marholm i Baxter słyszeli dokładnie przebieg całej rozmowy. Marholm nie wątpił, że tym razem ma przed sobą Rafflesa.
— Kiedy go zaaresztujemy? — zapytał.
— Hm... Musimy jeszcze poczekać... Nie możemy wywoływać skandalu.
W tej samej chwili Raffles odwrócił się i uśmiechnąwszy się wesoło zawołał:
— Jak się pan ma, drogi inspektorze? Co u pana słychać?
Baxter stropił się i odparł ostro.
— Usłyszy pan jeszcze o mnie przed zakończeniem dzisiejszej uroczystości, milordzie... Zdaje mi się, że mam przyjemność znać pana.
— Możliwe... Jestem hrabią de Rockan. Co widzę? Zabrał pan z sobą swego wiernego sekretarza Marholma? Sprawia mi to prawdziwą przyjemność.