Strona:PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Zemsta włamywacza
Na rozkaz premiera

Inspektor Baxter ze Scotland Yardu wrócił do swego biura pewnego letniego popołudnia w okropnym humorze.
Marholm, jego najbliższy współpracownik, przezwany przez podwładnych „Pchłą“ spojrzał nań z podełba:
— Ciekaw jestem, co go dziś ugryzło? — mruknął do siebie. — Wyszedł z biura w jak najlepszym humorze, ciesząc się perspektywą rozpoczynającego się urlopu.
— Ach, ta sława! Wierzcie mi, Marholm, że to po prostu męczarnia.
Mówiąc to, inspektor Baxter zdjął swą letnią marynarkę i rzucił ją w kierunku wieszaka. Marynarka upadla, oczywiście, na ziemię... Inspektor oczekiwał na próżno, aż Marholm mu ją podniesie.
— Czy sądzicie że już rozpocząłem urlop? — zapytał urażonym tonem.
— O nie... Miałbym wówczas więcej spokoju
— Będziecie go mieli od jutra. Dopóki jednak tu jestem, powinniście spełnić swe obowiązki tak, jak tego zawsze od was wymagałem...
— Ależ oczywiście... Czy kiedykolwiek uchylałem się od ich spełniania?
Baxter wymownie spojrzał na leżącą marynarkę.
— Czy nie widzicie, co tu leży na ziemi?
— Marynarka — szepnął.
— Nie marynarka, a moja marynarka...
— Zupełnie słusznie, szefie.
— Do wszystkich diabłów! Czy nie spostrzegliście w tym nic szczególnego?
— Zaraz zobaczę, szefie.
„Pchla“ podreptał w stronę marynarki i począł obracać ją na wszystkie strony.
— Nic szczególnego... — rzekł. — Podszewka wymagałaby naprawy...
— Co takiego? — zawołał groźnie Baxter. — Niejeden pozazdrościłby mi tej pięknej jedwabnej podszewki...
— Możliwe — odparł Marholm — jest to kwestia gustu. Dla mnie nie przedstawiałaby ona najmniejszej wartości!
Marynarka wypadła z jego rąk i znów zajęła swe poprzednie miejsce na ziemi.
Marholm zasiadł spokojnie za swym biurkiem.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana tylko zgrzytaniem pióra po papierze.
— To niesubordynacja! — zawołał nagle Baxter. — Nigdy w życiu nie spotkałem się z podobnymi objawami arogancji!
— Ale o co chodzi, szefie? — zawołał Marholm zdumiony.
— Widzieliście, że marynarka moja leży na ziemi. Tak, czy nie? Czy wiecie, gdzie powinna się ona znajdować, mój panie
— Na wieszaku, szefie.
— Dlaczego więc położyliście ją z powrotem na ziemi?
Na okrągłej twarzy Marholma odmalowało się znów szczere zdumienie.
— Przecież sam ją pan tam rzucił. Sądziłem, że uczynił to pan umyślnie?
Szef wzruszył ramionami.
— Głupota wasza przekracza wszelkie granice. Jesteście największym półgłówkiem, jakiego dotąd ziemia wydała. Czy podniesiecie wreszcie marynarkę z ziemi czy też nie?
Marholm dźwignął się z krzesła, podniósł marynarkę i powiesił ją na wieszaku.
— Czy zrozumieliście wreszcie, o co mi chodziło?
— Tak... Chciał pan pokazać swą zręczność i marynarka padła jej ofiarą.
— Na przyszłość zachowajcie dla siebie swoje uwagi. Podwładnemu nie wolno wyrażać się w ten sposób o swoim szefie.
W tej chwili do gabinetu wszedł dyżurny policjant.
— Baron Melville, sekretarz prywatny pana premiera, — zameldował uroczyście.
— Jedną chwileczkę — odparł Baxter.
Rozpoczął szybko inspekcję pokoju. Obawiał się bowiem, że oko barona dostrzec może pewne szczegóły, niezbyt przemawiające na jego korzyść. Szybko sprzątnął kilka pustych butelek po whisky.
— Otwórzcie okno, Marholm. Wasza przeklęta fajka czyni powietrze niemożliwym do oddychania.