Strona:PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Doskonale, przyjacielu, bardzo panu dziękuję...
W jednej chwili plan Rafflesa był gotów.
— Musimy natychmiast dowiedzieć się, czy inspektor Baxter jest w Londynie — rzekł do komisarza. — Jeśli prawda, w takim razie zyskamy dowód, że oszust podający się tutaj za inspektora jest zwykłym przestępcą.
— Oczywiście...
— Moim zdaniem mamy tu do czynienia z od dawna pszukiwanym przez policję Johnem C. Rafflesem.
Na twarzy komisarza odmalowało się zdumienie.
— To byłoby nadzwyczajne — odparł po chwili. — Cieszyłbym się, gdyby mnie przypadł w udziale zaszczyt zaaresztowania Rafflesa.
— Będzie to zależało od pańskie dobrej woli, komisarzu, i od tego, czy zechce się pan zastosować do moich instrukcji. Jestem grafologiem i z tej racji bytem dość często w kontakcie z przestępcami. Może pan mieć do mnie pełne zaufanie...
— Oczywiście, profesorze...
— Szczęście nam sprzyja, komisarzu. W tym hotelu mieszka niejaka pani Grayson, amerykańska milionerka, którą Raffles, a raczej rzekomy inspektor Baxter, interesował się niezmiernie. Sądząc z pozorów, osobnik ten zamierzał poślubić tę majętną wdówkę. Jest to okoliczność, która ułatwi nam schwytanie bandyty. Chwilowo Rafflesa nie ma w hotelu, ale wróci niezawodnie. Musi więc pan wraz ze swymi ludźmi trzymać się w pogotowiu i czekać na mój znak. Gdy panów zawezwę, wkroczycie natychmiast i zaaresztujecie go z miejsca. Tylko nie dajcie się speszyć jego oświadczeniom i dokumentom: pewien jestem bowiem, że sprytny Raffles zaopatrzył się we wszystkie potrzebne mu papiery.
— Dziękuję za ostrzeżenie, profesorze. W żadnym wypadku nie dam się wystrychnąć na dudka.
— Musimy przede wszystkim sprawdzić, czy Baxter jest w Londynie — odparł Raffles.
Skierowali się w stronę kabiny telefonicznej, aby połączyć się ze Scotland Yardem.

Baxter pisze list miłosny

— O wakacje! O cudne dni wypoczynku! — śpiewał radośnie Marholm każdego ranka, przybywając do biura.
„Pchła“ cieszyć się z nieobecności Baxtera, który działał mu na nerwy. Od czasu jego wyjazdu Marholm przychodził do biura punktualnie w pół godziny po rozpoczęciu urzędowania. Tego ranka wesoły i wypoczęty przekroczył o zwykłej porze progi głównej kwatery policji. Nie spostrzegł, że koledzy, napotykani na korytarzu, dają mu jakieś ostrzegawcze znaki.
Marholm otworzył drzwi gabinetu i okrzyk przerażenia zamarł na jego ustach.... Biedny sekretarz odskoczył w tył, lecz było już za późno.
Inspektor Baxter runął na niego, wymyślając głośno.
Widząc, że ucieczka jest niemożliwa, Marholm wszedł do gabinetu i uprzejmie przywitał swego szefa.
— Co to ma znaczyć? — Czy wiecie, która godzina? — grzmiał Baxter.
— Oczywiście, szefie — odparł, odzyskując pewność siebie. — Pełniąc zastępczo funkcje szefa, mam prawo rozpoczynać urzędowanie o tej samej porze, co on...
Inspektor zagryzł wargi.
— Chcecie przez to powiedzieć, że jestem niepunktualny?
— Tego nie powiedziałem. Stwierdzam jedynie, że jest dokładnie ta sama godzina, o której pan zazwyczaj przybywa do biura. Sądziłem, że jest to zgodne z regulaminem
— Wasza bezczelność przekracza wszelkie granice — zaperzył się Baxter. Gdybym nie obawiał się, że rozmowa z wami zatruje mi humor na resztę mego urlopu byłbym wam powiedział kilka słów prawdy.
— Bardzo proszę... Nie wolno jednak panu zapominać, że nie pełni pan chwilowo służby. Aż do momentu zakończenia pańskiego urlopu, ja tutaj wydaję rozkazy! Jeśli ma pan do mnie interes, proszę wyjść i zameldować się na korytarzu u dyżurnego policjanta.
— Jestem poważnie zaniepokojony, Marholm... Robicie wrażenie nienormalnego... Ja miałbym się meldować do was?
— Oczywiście — odparł „Pchła“ — urzędnik na urlopie nie jest urzędnikiem. Jest to osoba prywatna, po prostu: interesant... Dlatego też proszę, aby zechciał pan wyjść z biura i nie przeszkadzać mi więcej.
— Dość żartów, Marholm... Powinniście wiedzieć, że jeśli tu jestem w czasie urlopu, to muszę mieć jakiś ważny powód.
— Tak, już o tym pomyślałem... Ciekaw tylko jestem, dlaczego nie przybył pan wcześniej? Tak skrupulatny urzędnik, jak pan...
Baxter nie zauważył ironii w głosie Marholma.
— Macie zupełną rację, Marholm. — Nie chwaląc się, uważam się za jednego z najlepszych funkcjonariuszy w państwie. Posłuchajcie mnie: mam niewiele czasu, chodzi mi o małą przysługę z waszej strony.
— Doskonale — odparł „Pchła“. — Siadajcie i mówcie, o co chodzi.
Usiadł na miejscu, zajmowanym zazwyczaj przez Baxtera, założył nogę na nogę i zapalił krótką fajkę.
Wypaliliście całe pudełko cygar, które wam podarowałem przed wyjazdem?
— Były tak podle, że posiekałem je na tytoń i używam tego tytoniu do fajki.
— Trudno wam dogodzić. Cygara te palę od szeregu lat...
— Nic też dziwnego, że w naszym biurze panuje tak okropne powietrze.
Baxter nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w tej samej chwili zadzwonił telefon. Marholm podniósł słuchawkę.
— Tu inspektorat policji w Scotland Yardzie. Kto mówi? — zapytał.
— Chciałbym wiedzieć, czy inspektor Baxter znajduje się obecnie w Scotland Yardzie — zapytał jakiś daleki głos.
Telefonował komisarz policji z Brighton.
— Tak — odparł „Pchła“. — Inspektor Baxter jest w swym gabinecie.
Baxter aż poderwał się z krzesła. Jak tygrys rzucił się na Marholma i potrząsając nim, zawołał:
— Cóżeście zrobili najlepszego? Wiecie przecież, że jestem na urlopie.
Marholm odłożył słuchawkę:
— Jest pan wprawdzie na urlopie, ale tym niemniej siedzi pan tuż obok mnie.