Strona:PL Lord Lister -71- Trzy zakłady.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aberdeen wygrał zakład. Proszę, oto pańska wygrana...
Wyjął z kieszeni kopertę z pieniędzmi lorda Suffolka.
Drugi z zakładających się, lord Hammer, w milczeniu obserował tę scenę.
— Widzę, że lord Suffolk przegrał — rzekł wreszcie. — Przypuszczam, że nie zastosował on w swej willi należytych środków ostrożności. Kto wie? Może jego okna były niedomknięte lub drzwi stały otworem? U mnie natomiast wszystkie wejścia oraz okna opatrzone są w sygnały alarmowe. Posterunek policji znajduje się w odległości dwóch kroków.
— Pan również przegrał, lordzie Hammer — rzekł Raffles z uśmiechem.
Mówiąc to wyjął z kieszeni sztylet, pochodzący z jego zbiorów.
Hammer chwycił go dość gwałtownie w ręce.
— Muszę przyznać — rzekł po chwili, obejrzawszy go dokładnie ze wszystkich stron — że to prawda. Jest to jedyna w swym rodzaju sztuka. O kopiach nie ma tu mowy... Jeśli lord Aberdeen i w tym wypadku zachował warunki zakładu, muszę uznać się za pokonanego.
— W jaki sposób zdobył pan ten sztylet? — zapytał lord Pearson Aberdeena.
— W ten sam sposób, jak u lorda Suffolka. — odparł Raffles z uśmiechem.
— Lord Hammer wobec tego przegrał. — rzekł lord Pearson z uśmiechem. — żałuję, że jestem związany przyrzeczeniem i że nie mogę panom opowiedzieć nic bliższego o tym ciekawym zakładzie... Być może otrzymam kiedyś na to zezwolenie...
Raffles skinął głową.
— Tylko wówczas, gdy będę pewny, że opowiadanie moje nie zaszkodzi nikomu — odparł.
Obojętnym ruchem wsunął do portfelu czek, wręczony mu przez lorda Pearsona. Raffles skinął na kelnera i zamówił dla wszystkich szampana.
Pozostał tylko jeszcze nierozstrzygnięty trzeci zakład.
Szampan wytworzył atmosferę, sprzyjającą hazardowi. Stawki rosły z każdą chwilą... W krótkim czasie z ust zakładających się padały olbrzymie sumy. Wśród śmiechów i zabawy nadano lordowi Aberdeenowi przezwisko, „drugi Raffles“.
— Słuchajcie, Aberdeen... O ile pamiętam, przyrzekaliście zawiadomić o wszystkim inspektora Baxtera, tak jak to zwykł czynić prawdziwy Raffles? — rzucił nagle ktoś z obecnych.
— To nie było warunkiem zakładu — odparł Raffles. — Muszę jednak panów uspokoić: dla dodania pikanterii moim wyczynom uprzedziłem Baxtera o wszystkim. Ponieważ jednak jest to człowiek, który długo się zastanawia nad każdą rzeczą, jestem przekonany, że moje ostrzeżenie wywoła skutki dopiero później.
Odpowiedział mu wybuch śmiechu.
Posiedzenie dobiegało już końca. Członkowie klubu poczęli rozchodzić się do domów.
— W gruncie rzeczy, ten wieczór wart był pięć tysięcy funtów — rzekł lord Sufflok, wkładając palto. — Nie pamiętam już czasów, kiedym tak dobrze się bawił...
— Ja również jestem tego zdania — rzekł lord Hammer, wsiadając do swego wspaniałego auta.

Zakłócony spokój Scotland Yardu

Raffles po wyjściu z klubu nie udał się bezpośrednio do swego domu. Wsiadł do taksówki i rzucił szoferowi adres jednej z najmodniejszych w Londynie restauracji.
Zamówił szampana i owoce. Gdy kelner postawił przed nim wino i srebrną paterę z owocami, Raffles udał się do kabiny telefonicznej i połączył się ze Scotland Yardem. Dyżurny policjant skomunikował go bezpośrednio z inspektorem Baxterem.
Nasz poczciwy inspektor zażywał tej nocy odpoczynku. Pogrążony w głębokim śnie marzył o awansach i bohaterskich wyczynach. Dla tego też przeciągły dzwonek telefonu przez dłuższy czas nie dochodził do jego świadomości.
— Co się stało? Dlaczego pan tak dzwoni, jak na alarm? — zawołał zbudzony ze snu. — Czy nie słyszy pan, że od tej godziny jestem przy aparacie? Baxter wyrwany ze snu nie posiadał się ze złości. Śnił mu się właśnie Raffles i tego rodzaju sen uważał zawsze za złą wróżbę.
— To pan, panie inspektorze?
— Tak u licha... Czy pan ogłuchł?
— Nie słyszałem, pani inspektorze — tłumaczył się podwładny. Widocznie ktoś przerwał połączenie.
— Mówcie więc szybko o co chodzi?
— Jedną chwilę, panie inspektorze. Ktoś chce mówić z panem w bardzo pilnej sprawie.
Policjant połączył aparat inspektora z Rafflesem.
— Hallo... Kto mówi? — zapytał Baxter.
Raffles na dźwięk znajomego głosu uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Dobry wieczór, drogi inspektorze — odparł lord Lister — Co u pana słychać? Jak zdrowie?
Baxter zmarszczył brwi. I jemu również głos ten wydawał się dziwnie znajomy.
— Goddam! — zawołał. — Nie zrywa się nikogo ze snu dla takich pytań? Kim pan jest u licha?
— Czy mnie pan nie poznaje?
— Żałuję ale nie...
— A jesteśmy przecież najlepszymi przyjaciółmi.
Baxter ze zdenerwowania przestępował z nogi na nogę.
— Jeśli natychmiast nie powie pan kim pan jest, odkładam słuchawkę!
— Nie zmartwi mnie pan, inspektorze, mam panu coś ważnego do zakomunikowania.
— A więc niech się pan śpieszy? Czy popełniono zbrodnię?
— Coś gorszego, mój kochany Baxterku. Niech pan sobie wyobrazi, że dzisiejszej nocy dokonano włamania do pałacyku lorda Suffolka i lorda Hammera. Zabrałem stamtąd kilka bardzo pięknych przedmiotów. Przypuszczm, że ci panowie dadzą wiele aby wiedzieć, czy był pan o tym powiadomiony. Jasne, że nie zdoła pan mnie schwytać. W każdym jednak razie należy wiedzieć o tym co się dzieje...
— Kim pan jest?
— Jestem John C. Raffles!... Dobranoc! A oddajże ukłony ode mnie tym panom.
Na dźwięk tego nazwiska z piersi Baxtera wydarł się głuchy jęk. Zanim inspektor zdążył ochłonąć z pierwszego wrażenia, usłyszał suchy trzask odkładanej słuchawki. Połączenie zostało przerwane.
A więc Raffles znowu pojawił się na horyzoncie! Należało jaknajszybciej udać się do Hampton i za-