Strona:PL Lord Lister -48- Przygoda w Marokko.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chaj mnie przeto i odpowiedz mi bez fałszu i obłudy. Jeśli odpowiedź twoja zawierać będzie dla mnie jakieś cenne wiadomości, nietylko zwrócę ci wolność, ale odstawię cię pod eskorta do Melilli, gdzie oddasz generałowi Marinie ode mnie list.
— Mów, szlachetny Emirze — odparł sierżant. — Przysięgam, że odpowiem szczerze na wszystkie twoje pytania.
— Powiedz mi, dlaczego generał Marina wysłał w nasze góry tego Amerykanina? i dał mu swą pomoc oraz eskortę? Musiał przecież wiedzieć, jaki los czekał Amerykanina oraz was, którzy przyłączyliście się do ekspedyci Shawa? Czyżby ten człowiek miał tylko na celu rehabilitację pamięci Anglika, oskarżonego o sprzeniewierzenie miliona peset?
— Powierzę ci pewną tajemnice, potężny Emirze — podjął sierżant. — My nie jesteśmy przyjaciółmi, lecz wrogami tego szalonego yankesa. Szaleńczy plan powstał w głowie tego łotra. Wciągnął naszego generała w zasadzkę i zobowiązał go do wspomagania ekspedycji.
Oczy wielkiego Roghi zabłysły. Przypomniał sobie, że w trakcie pewnej rozmowy lord Lister mówił mu również o presji, wywartej na Marinie.
— Mów dalej — rzekł. — Słowa twoje zgadzają się z tym, co już słyszałem.
— Zgoda generała — ciągnął dalej sierżant — była tylko pozorna. Wezwał mnie i rzekł: „Ramiro, wpadłem w moc tego łotra i nie mogę odmówić mu pomocy. Jesteś sprytny i odważny. Ty przeszkodzisz w popełnieniu zbrodni.
Roghi nadstawił uszu.
— O jakiej zbrodni mówisz, Hiszpanie? Co zamierza uczynić ten giaur w naszych górach?
— Szlachetny Roghi! Tego rodzaju przebiegłość i przewrotność wydadzą ci się nie do pojęcia. Mogę mówić śmiało, albowiem mój generał powiedział mi wyraźnie: „Roghi nie jest naszym wrogiem, jakkolwiek toczymy z nim walkę. Ten pies amerykański dowiedział się niewiadomo w jaki sposób, że, Emir Riffenów zabrał olbrzymi skarb wojenny“.
Roghi podniósł się gwałtownie i zacisnął pięści. Wściekłość płonęła w jego oczach. Zebrany z trudem skarb wojenny, gwarantował mu powodzenie w walce. W Marokku, tak samo zresztą jak i na całym świecie, ostateczne zwycięstwo należy do tego, kto ma więcej pieniędzy.
Hiszpan postanowił wykorzystać wrogi nastrój Bu Hamary.
Yankes powziął plan wtargnięcia do kazby Emira i zawładnięcia skarbem wojennym. Postanowił również zabrać milion pesetów, wpłaconych za koncesje.
Bu Hamara skoczył, jak człowiek ukąszony przez jadowitego węża.
— Na brodę Proroka — ryknął. — Jeżeli to, co mówisz jest prawdą, a mnie się wydaje, że tak jest istotnie, ukarzę tego śmiałka.
Roghi chwycił Hiszpana za ramię. W piersi jego szalała burza.
Sierżant przeląkł się w pierwszej chwili efektu swoich słów. Widząc jednak, że brane są za dobrą monetę, brnął dalej w kłamstwie.
— Nie pozwolisz — powiedział mi generał Marina, — aby podły yankes popełnił zbrodnię, którą knuje. Jeśli wpadniesz w ręce wojowników wielkiego Roghi a przypuszczam, że tak się stanie, zażądasz, aby cię stawiono przed jego oblicze i powiesz mu to, co wiesz ode mnie. Niechaj zrobi z Amerykaninem co mu się będzie podobało. Gdybyś wypadkiem pozostał na wolności, pierwszej nocy zwiążesz Amerykanina i jego towarzyszy i rzucisz go pod stopy wielkiemu Emirowi. Taka była wola naszego generała. Niestety, czujność twych wojowników stanęła na przeszkodzie wykonania moich planów. Kazałeś nas uwięzić i dopiero dziś miałem możność opowiedzieć ci to, co wiem.
Bu Hamara, krążył po sali jak tygrys w zamkniętej klatce. Ostatnie wątpliwości, jakie żywił co do winy cudzoziemca pierzchły. Zastanawiał się nad dalszym sposobem działania. Zatrzymał się nagle w środku sali i chwycił tak silnie za rękojeść zakrzywionego sztyletu, że drogocenny kamień, tkwiący w tej rękojeści pękł.
— Dosyć! — zawołał, wyciągając rękę w stronę sierżanta. — Amerykanin wraz ze swymi towarzyszami umrze. Nikt, choćby nawet najpotężniejszy, nie uniknie kary za tego rodzaju zbrodnię. Ty ze swej strony dowieść mi musisz prawdy twych słów, dołączając się ze swymi ludźmi do moich wojowników, którzy zaaresztują tego łotra.
— Bardzo chętnie, Emirze, będę służył w ten sposób twoim interesom, a zarazem wypełnię instrukcję mego generała. Wkrótce znajdą się w twojej mocy. Wierze, że z zemsty wywiążesz się lepiej niż kto inny.
Błysk radości zajaśniał w oczach Emira.
— Dosięgnie ich moja okrutna zemsta. — Słuchaj: powiesz swym towarzyszom, że zwracam im wolność, niechaj będą jednak gotowi do czynu. Karabiny nie przydadzą się na nic w walce, która rozegra się w pokoju. Wystarczą noże i rewolwery. Czekaj moich rozkazów. Hasanie, odprowadź go i zwolnij więźniów z łańcuchów. Daj im jeść do woli i zwróć broń.
Hassan i Hiszpan wyszli drzwiami, którymi weszli przed chwilą. Czerwona zasłona zasunęła się za nimi bezszelestnie.

Nieufność Marabuta

Lord Lister wrócił do swych towarzyszy, niezmiernie zadowolony z przebiegu rozmowy z wielkim Roghi.
— Na Boga, — zawołał Charley. — Osiągasz przecież wszystko, o czym tylko zamarzysz. Nigdy nie spodziewałbym się takiego rezultatu. Jestem teraz pewny, że twój projekt zostanie przeprowadzony. Żałuję tylko jednej rzeczy — dodał z uśmiechem.
— Jakiej, jeśli wolno spytać?
— W całej tej sprawie działałeś tylko jako lord angielski lub jako milioner amerykański. Nie pamiętałeś ani przez chwilę, że w tej afrykańskiej kazbie byłoby świetne pole do działalności dla Johna Rafflesa. Pomyśl tylko, że ten wódz riffeński zebrał olbrzymi skarb wojenny, do którego obecnie przyłączył się milion pesetów.
Lord Lister zapalił papierosa i pogroził żartobliwie palcem przyjacielowi.
— Nie komplikujmy bardziej tej sprawy i nie utrudniajmy jeszcze bardziej sytuacji, Jacka Lubtona. Przyjaźń, jaką okazał nam Emir, oraz jego gościnność nie pozwalają nam myśleć o zdradzie. Gdyby okazał nam wrogość, John Raffles miałby prawo wystąpić na scenę. Ale w tych stosunkach, w jakich jestem obecnie z Emirem, nie wolno nam myśleć o skarbcu wojennym.
Charley zaśmiał się.
— Wielka szkoda — odparł. Po naszej ostatniej przygodzie w Messynie nasz własny „skarbiec wojenny“ wymagałby uzupełnienia.