Strona:PL Lord Lister -46- Kontrabanda broni.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stanął przed kapitanem i rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
— Kapitanie, jestem oficerem angielskim. Pan należy do terytorium znajdującego się pod władzą Anglików i musi pan być posłuszny prawom angielskim. W Anglii nie wolno traktować ludzi jak zwierzęta, nawet jeśli są przestępcami.
Jeden z czarnych, który rozumiał trochę po angielsku, zawołał:
— Massa nie wierzyć arabskiemu psu, to kłamca! Kupił somalisów i chce ich sprzedać na rynku,
— Psie przeklęty! — zawył kapitan.
Silnym kopnięciem w twarz chciał zmusić swą ofiarę do milczenia.
Raffles chwycił Araba wpół i odrzucił go tak silnie do tyłu, że uderzył się o ścianę. Tajemniczy Nieznajomy pochylił się wówczas nad związanymi Murzynami, wyjął z kieszeni pęk wytrychów własnej fabrykacji i otworzył kłódki, na które zamknięte były łańcuchy.
Zanim Arab zdołał odzyskać przytomność (uderzył się bowiem mocno głową o ścianę) Raffles zdążył uwolnić obydwuch murzynów. Biedacy rzucili mu się do stóp i całowali jego ręce z wdzięcznością.
Arab spoglądał ze zdumieniem na tę scenę. W żaden sposób nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że Europejczyk zdołał zdjąć łańcuchy z jego ofiar. W duszy przekonany był, że pasażer jego obdarzony był nadprzyrodzonymi właściwościami.
Nie podniósł głosu nawet wówczas, gdy lord Lister, posuwając przed sobą obu czarnych, wyprowadził ich na pokład. Tajemniczy Nieznajomy wyciągnął się wygodnie na leżaku a dwaj niewolnicy usiedli obok niego na ziemi.
John Raffles kazał im przynieść wody do picia i coś do jedzenia. Obydwaj rzucili się łapczywie na wodę i jadło.
Wówczas Raffles wezwał do siebie kapitana. Kapitan znikł jednak w tajemniczy sposób nie chcąc zetknąć się z potężnym europejczykiem. Zamiast niego wszedł pierwszy oficer.
— Kapitan jest chory — rzekł. — Ja go zastąpić.
— All right — rzekł Raffles. — Powiedź twemu kapitanowi że go wysadzę na pokład pierwszego spotkanego angielskeigo wojennego okrętu. Spotkamy się jeszcze i wówczas doczeka się on właściwej kary. I nie tylko on ale również ty i cała twoja załoga. Wszyscy handlujecie „czarnym towarem“. Zapoznacie się z łańcuchami, znajdującymi się na angielskich statkach wojennych.
Pierwszy oficer uciekł, skowycząc jak zbity pies. Mamrotał pod nosem jakieś przekleństwa, których Raffles nie zrozumiał i którymi przejął się nie wiele.
— Moim zdaniem pozostała nam jeszcze cała noc i dzień, aż do przybycia do Beiry — rzekł Tajemniczy Nieznajomy do Charley Branda. Sytuacja, w której się znajdujemy nie należy do najłatwiejszych. Jeden z nas musi stać na straży, podczas, gdy drugi będzie spał. Sądzę, że nie od rzeczy będzie uzbroić naszych somalisów, bronią, która znajduje się w naszych bagażach.
John Raffles zwrócił się do tego z somalisów, który rozumiał trochę po angielsku.
— Jak się nazywasz?
— Bukana — odparł czarny z błyskiem wdzięczności w oczach. —
— All right — rzekł Tajemniczy Nieznajomy. — Słuchaj więc Bukana tego co ci powiem: Arab i jego ludzie są teraz naszymi najbardziej zaciętymi wrogami.
Czarny wyprostował się i przeciągnął jak olbrzymi kot.
— Non Massa. Bukana i Setivo (tu wskazał na swego towarzysza) potrafią zabić wszystkich Arabów i wszystkich negrów i wrzucić ich do wody. My jesteśmy z Somali i należeliśmy do przybocznej straży wielkiego wodza Somalistów.
John Raffles udał się do kabiny i po chwili wrócił niosąc dwa karabiny.
Marynarze widząc broń w rękach uwolnionych Murzynów ukryli się w drugiej części pokładu.
Nawet sternik opuścił swe stanowisko i statek pozbawiony kierunku kołysał się na falach.
W pewnej chwili wysoka fala zalała prawie cały pokład. Raffles zdał sobie wówczas sprawę z niebezpieczeństwa jakim grozi zejście sternika z posterunku. Daremnie szukał załogi: ani jeden z ludzi nie śmiał pokazywać się na pokładzie. Eskortowany przez Bukanę udał się na dziób okrętu, gdzie część załogi się schroniła.
Tajemniczy Nieznajomy potrafił rozmawiać z ludźmi półcywilizowanymi, mającymi respekt dla siły fizycznej. Wszedł do ich kryjówki i zawołał tonem nieznoszącym sprzeciwu:
— Psy nędzne, czy wrócicie natychmiast do swojej roboty? Czy też chcecie zapoznać się z kulami mego rewolweru.
Słowa te wywarły piorunujący efekt.
Przerażeni marynarze ruszyli na pokład. Sternik zajął swe stanowisko i w kilka minut później statek wziął swój właściwy kurs, na Beirę.
Noc minęła spokojnie.
Załoga oraz obydwaj Arabowie, nie śmieli ruszyć Rafflesa oraz jego towarzyszy. Dniało już. Do południa na okręcie panował spokój. Około południa można już było dostrzec z pokładu Beirę. Raffles począł przygotowywać swe bagaże. Charley Brand, znajdujący się wówczas na pokładzie, zdziwił się niepomiernie, że marynarze na rozkaz sternika poczęli zwijać żagle, jakkolwiek okręt znajdował się jeszcze w znacznej odległości od Beiry i mieli przed sobą jeszcze kilka godzin jazdy.
Statek zbliżył się nieco do wybrzeża afrykańskiego można już było rozróżnić wyraźnie czarnych i barki rybackie, pływające w pobliżu brzegu. Nagle Charley Brand zauważył, że statek zmienia kierunek. Spojrzał w kierunku steru i spostrzegł, że nie było przy nim sternika. Sekretarzowi nie przyszło nawet na myśl, że mógł w tym kryć się jakiś złośliwy figiel ze strony kapitana. Mimo to Bukana, wymieniwszy kilka słów z Sativo, uderzył Charleya w ramię tak silnie, że odwrócił się przerażony.
— Co się stało? — zapytał. —
Bukana robił wrażenie przerażonego. Mówił częściowo po angielsku, a częściowo w narzeczu Somali. Charley nic nie zrozumiał z tego wszystkiego. Widząc, że jego wysiłki pozostają bez efektu, Somalis począł ze wszystkich sił wzywać wszechpotężnego białego.
Raffles zjawił się natychmiast.
— Te psy zostawiły nas samych na statku... Musimy umrzeć — zawołał w obłędnym strachu.
Wskazał ręką na morze:
— Odjechali sami.... My nic nie widzieć. Oto łódź!